Najpierw był wybuch przy kabinie telefonicznej. 10 minut później, kiedy ludzie zaczynali pomagać rannym. doszło do drugiej, znacznie większej eksplozji. Moment wybuchu udało się nagrać świadkowi krwawego zamachu w Stambule.
- Wybuch rozrzucił ludzi naokoło. Głowy, ręce fruwały w powietrzu - relacjonował w niedzielę jeden ze świadków zamachu. Łącznie w zamachu w europejskiej części Stambułu zginęło 17 osób, a ponad 150 zostało rannych.
Ulica zna zamachowców
"Znamy zabójców" pisze dziennik "Sabah" opisując dotychczasowe zamachy kurdyjskich separatystów z lewackiej Partii Pracujących Kurdystanu (PKK). - Kto za tym stoi? Oczywiście, że PKK - potwierdza domysły prasy stambulska ulica.
Winnych wskazuje też, nie bezpośrednio, premier Recep Tayyip Erdogan, który odiwedził miejsce zamachu. - Walczymy z terrorem od 35 lat. Tę walkę będziemy kontynuować aż do zwycięstwa - mówił szef rządu na miejscu zamachu, nazywając dzień ataku "dniem jedności".
Zaatakowali Kurdowie?
Rzeczywiście wiele wskazuje na kurdyjskich zamachowców. Eksplozja nastąpiła bowiem kilkanaście godzina po tureckich nalotach na kryjówki rebeliantów kurdyjskich w północnym Iraku. W oświadczeniu zamieszczonym na swej stronie internetowej armia informuje, że po nalotach na 12 celów w górach Kandil w irackim Kurdystanie, wszystkie samoloty wróciły do bazy.
Lotnictwo tureckie wielokrotnie już prowadziło naloty na domniemane pozycje i kryjówki PKK. Turcja oskarża tą radykalną organizację o spowodowanie śmierci co najmniej 40 tys. osób. Stany Zjednoczone i Unia Europejska uważają ją za organizację terrorystyczną.
Prowokacja?
W związku z wybuchem pojawiają się jednak i inne domysły. W dzień po niedzielnej eksplozji turecki Trybunał Konstytucyjny rozpoczął rozpatrywanie wniosku o wydanie zakazu działalności rządzącej Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP). Prokuratura zarzuca partii chęć przekształcenia Turcji w religijne państwo islamskie.
Zamach mógł być więc również próbą odwrócenia uwagi Turków od procesu i zwiększenia i tak już dużego poparcia dla AKP. Na razie jednak żadne dowody nie wskazują na prowokację.
Źródło: Reuters, tvn24.pl,RFI