Po tym co spotkało ostatnio Silvio Berlusconiego, Włosi dmuchają na zimne i robią wszystko, by ich premier czuł się bezpieczny. By zminimalizować prawdopodobieństwo kolejnej napaści na premiera Włoch zlikwidowano właśnie przystanek autobusowy przed prywatną rzymską rezydencją polityka, Palazzo Grazioli.
Silvio Berlusconi od lat wynajmuje pałac położony niedaleko Placu Weneckiego, jednego z ważniejszych węzłów komunikacyjnych w stolicy. Gmach stoi przy ruchliwej ulicy, nie jest otoczony żadnym ogrodzeniem i z każdej strony jest dostępny.
Decyzję o likwidacji przystanku naprzeciwko Palazzo Grazioli podjęto w ostatnich dniach - po ataku szaleńca, który w Mediolanie rzucił w Berlusconiego ciężką statuetką raniąc mu twarz.
Jednak włoska prasa ujawniła, że już wcześniej włoskie służby specjalne w związku z pojawiającym się pogróżkami pod adresem premiera zwracały uwagę na to, że jego prywatny rzymski dom nie jest właściwie chroniony. Berlusconi nocował nawet przez kilka dni w swojej kancelarii - Palazzo Chigi.
Przystanek zniknął
W poniedziałek przystanek autobusów komunikacji miejskiej na via del Plebiscito został usunięty. Pasażerów nie pozostawiono jednak samym sobie - w miejscu, gdzie stał przystanek, pracownicy zakładu udzielają informacji skąd teraz mogą udać się w dalszą podróż.
Decyzja nie wszystkim się spodobała. Natychmiast zaprotestowało istniejące w Rzymie stowarzyszenie pieszych, które przypomniało, że był to najważniejszy przystanek w mieście. Organizacja uznała decyzję o jego likwidacji nawet za ograniczenie wolności obywateli.
Również wśród polityków pojawiły się głosy oburzenia. Zaprotestowali włoscy komuniści. - A kiedy zostanie tam zbudowany mur? - zapytał polityk partii komunistycznej Pino Sgobio.
Źródło: PAP