Sztab wyborczy Ilhama Alijewa ogłosił w środę wieczorem zwycięstwo swego kandydata w wyborach prezydenta Azerbejdżanu, nie czekając na oficjalne wyniki, lecz powołując się na sondaże powyborcze, które dają Alijewowi ponad 80 proc. głosów. Kandydat opozycji Dżamil Hasanli uzyskał 8,2 proc. głosów.
Ośmiu pozostałych kandydatów nie przekroczyło 2 proc. głosów - wynika z sondażu, w którym uczestniczyło 40 500 osób, a margines błędu jest niższy niż 1 punkt procentowy. Inne źródło - centrum monitoringu "Riaj" - przytacza wyniki swojego sondażu; według nich na Alijewa głosowało 81,4 proc. wyborców, a frekwencja wyniosła 66,8 proc.
"Wierzymy wynikom sondaży"
Szef sztabu i zarazem sekretarz wykonawczy partii prezydenckiej Ali Achmedow powiedział, że są podstawy do gratulowania Alijewowi zwycięstwa. - Wierzymy wynikom sondaży powyborczych - oświadczył. Według nich Alijew zdobył ok. 84 proc. głosów. - Dziś zaczyna się nowy etap w życiu Azerbejdżanu. Naród głosował na Ilhama Alijewa, bo z nim wiąże swój przyszły rozwój - zaznaczył Achmedow. Usłyszawszy wyniki tzw. exit polls, setki zwolenników Alijewa z flagami państwowymi i zdjęciami prezydenta wyległy na ulice stolicy Azerbejdżanu Baku. Według danych Centralnej Komisji Wyborczej (CKW) w wyborach wzięło udział 72,31 proc. uprawnionych do głosowania obywateli państwa liczącego ok. 9 mln mieszkańców.
Państwo Alijewów
W opływającym w ropę naftową Azerbejdżanie jeszcze nikt nie pokonał w wyborach politycznej dynastii Alijewów.
Choć 52-letni Ilham i jego zmarły ojciec Hejdar Alijew zawsze gromili swoich rywali do władzy w wyborach, które nigdy jeszcze nie zostały uznane za uczciwe, wynik żadnej elekcji nie był dotąd tak oczywisty jak obecnej.
Panujący od dziesięciu lat Ilham Alijew jest tak pewny wygranej, że nie prowadził nawet kampanii wyborczej, twierdząc, że ma ważniejsze sprawy na głowie. Wybrał się co prawda ze stolicy w podróż do kilku regionów, otworzył kilka fabryk, szpitali i szkół, nakazał podnieść zarobki wszystkim urzędnikom państwowym, ale debaty z innymi pretendentami uznał za stratę czasu i do telewizyjnego studia posyłał swoich przedstawicieli.
Żadnych emocji
Przekonanie o nieuchronnej wygranej Alijewa sprawiło, że na wybory do Azerbejdżanu nie przyjechali zagraniczni dziennikarze, a obserwatorzy przysyłani przez międzynarodowe organizacje nie spodziewają się cudu nad urnami ani uczciwej elekcji. Nie spodziewają się tego i sami Azerowie. Wybory nie wywołały wśród nich żadnych emocji. Nagabywani przez ankieterów o kandydatów do władzy odpowiadali zwykle, że poza Ilhamem Alijewem nigdy wcześniej o żadnym z nich nie słyszeli.
W wyborcze szranki z Ilhamem Alijewem stanęło dziewięciu rywali, więcej niż kiedykolwiek, ale nigdy wcześniej żaden z przeciwników panującego władcy nie przedstawiał dla niego aż tak niewielkiego zagrożenia. Byłoby inaczej, gdyby do wyborów został dopuszczony kandydat wyjątkowo zgodnej, a zwykle skłóconej i słabej opozycji, sławny filmowiec Rustam Ibrahimbekow, współautor scenariusza westernu "Białe słońce pustyni" i słynnego filmu "Spaleni słońcem" (za ten ostatni obraz w 1995 roku otrzymał wraz z reżyserem Nikitą Michałowem nagrodę Oscara). Wybrany latem na przywódcę opozycyjnej koalicji Narodowej Rady Sił Demokratycznych, też nie odebrałby pewnie Alijewowi władzy, za to sprawiłby, że wybory byłyby ciekawsze. Filmowiec nie został jednak dopuszczony do wyborów, ponieważ władze Rosji, zabiegające od względy Alijewa, nie rozpatrzyły na czas wniosku Ibrahimbekowa, zrzekającego się rosyjskiego obywatelstwa, by móc ubiegać się o prezydenturę w Azerbejdżanie.
Do wyborów nie został także dopuszczony inny przywódca opozycji Ilhar Mammadow, aresztowany jeszcze w styczniu podczas antyrządowych zamieszek w miasteczku Ismailia. Partia Mammadowa, Republikańska Alternatywa, zgłosiła go mimo to do wyborów i nawet będąc w areszcie został oficjalnie zarejestrowany jako kandydat. Dopiero przywołana do porządku przez władze komisja wyborcza zakwestionowała prawdziwość 5 tys. podpisów poparcia dla Mammadowa i ostatecznie wykluczyła do z wyborów.
Tylko Hasanli. Ewentualnie
W ten sposób jedynym rzeczywistym, choć niegroźnym rywalem Ilhama Alijewa w środowych wyborach pozostał rezerwowy kandydat opozycji, wybrany w zastępstwie Ibrahimbekowa historyk, znawca II wojny światowej 61-letni Dżamil Hasanli.
Hasanli jest też doświadczonym deputowanym, zasiada w parlamencie od 2000 r. Na początku lat 90. był doradcą Abulfaza Elczibeja, b. antykomunistycznego dysydenta, nacjonalisty i demokraty, który w latach 1992-93 był prezydentem Azerbejdżanu. Stracił władzę w wyniku spisku i pałacowego przewrotu, dokonanego przez ojca Ilhama, założyciela dynastii Hejdara Alijewa, który rządził w Baku jako komunistyczny sekretarz w latach 1969-1982 (następnych pięć lat urzędował na samym Kremlu), a w latach 1993-2003 także jako prezydent niepodległego państwa. Po jego śmierci w 2003 roku na prezydenckim fotelu zastąpił go jego syn, Ilham, który w 2008 r. wygrał także reelekcję. Rok później posłuszny prezydentowi parlament wykreślił z konstytucji zapis ograniczający prezydencką władzę do dwóch kadencji.
Azerbejdżańska ropa
Pod rządami Alijewów Azerbejdżan stał się naftową potęgą, a kontrakty podpisywane z zachodnimi koncernami sprawiły, że azerbejdżańskich władców, a także ich polityczne obyczaje zaczęto przyrównywać do arabskich szejków znad Zatoki Perskiej, mających za nic demokratyczne reguły, a mimo to pozostających sojusznikami i handlowymi partnerami Zachodu.
Wzorem szejków, chcąc zadośćuczynić rodakom brak politycznych igrzysk, Ilham Alijew obiecał zastąpić je prawdziwymi, sportowymi. Przed prezydenckimi wyborami zgłosił swoją stolicę, Baku, do rywalizacji o prawo do organizacji meczów turnieju o mistrzostwo Europy w piłce nożnej w 2020 r. i po raz trzeci postanowił ubiegać się o organizację letniej olimpiady.
Autor: mtom,gak / Źródło: Reuters, Wojciech Jagielski (PAP)