- Wyskakujcie, rozbijemy się! - krzyknął pilot małego sterowca reklamowego do trójki swoich pasażerów, gdy zauważył, że maszyna staje w ogniu. Sterowiec był w tym momencie nisko nad ziemią, więc pasażerowie, którzy zdążyli wyskoczyć, przeżyli. Pilot nie zdążył, zginął w płomieniach.
Sterowiec podchodził do lądowania na lotnisku w Reichelsheim w zachodnich Niemczech w niedzielę. Zbliżał się już do ziemi, gdy pilot zauważył, że w obu silnikach pojazdu pojawiły się płomienie. Natychmiast nakazał trójce swoich pasażerów wyskoczyć.
Prawa fizyki zgubiły pilota
To, co ich uratowało, zgubiło pilota. Po pozbyciu się ponad 200 kilogramów obciążenia, mały sterowiec szybko uniósł się w górę. Pojazd wzniósł się na wysokość ok. 50 metrów, gdzie pożar silników rozprzestrzenił się na całą kabinę, a następnie powłokę sterowca.
Uwięziony w maszynie pilot nie był w stanie uratować się tak jak jego pasażerowie. Mężczyzna zginął we wraku, gdy płonący pojazd spadł na ziemię.
Tragiczny finał lotu nad festynem
Sterowiec był wykorzystywany do celów promocyjnych, był cały pokryty wielką reklamą firmy Goodyear. Australijski pilot zabrał do małej kabiny dwuosobową ekipę filmową i fotografa, którzy dokumentowali z powietrza lokalny festyn.
Pasażerowie twierdzą, że już podczas dwu i pół godzinnego lotu dało się wyczuć w kabinie zapach paliwa. Przyczyny katastrofy są badane.
Źródło: Spiegel