Tysiące wściekłych Pakistańczyków oblegają konsulat USA w Karaczi. Tłum skanduje "Śmierć Ameryce!". Jeden z uczestników wspiął się na wysoki mur otaczający budynek i zawiesił na nim pakistańską flagę. Podobne demonstracje przetaczają się przez cały kraj, na fali oburzenia wywołanego omyłkowym atakiem śmigłowców NATO na pakistański posterunek graniczny.
Tłum zgromadzony wokół konsulatu USA w największym pakistańskim mieście pali amerykańskie i natowskie flagi. - Ameryka atakuje nasze granice. Rząd powinien natychmiast zerwać z nimi relacje - powiedziała jedna z uczestniczek demonstracji. - Amerykanie chcą okupować nasz kraj, ale na to nie pozwolimy - stwierdził inny protestujący.
Kraj w stanie poruszenia
Cały Pakistan wrze po nalocie przeprowadzonym w sobotę nalocie śmigłowców NATO. Zachodnie maszyny nadleciały z terytorium Afganistanu i zrównały z ziemią posterunek graniczny zabijając 24 Pakistańczyków. Ciała ofiar pochowano w niedzielę. NATO i USA zapowiedziały szczegółowe dochodzenie. Amerykańska dyplomacja i wojsko wystosowały oficjalne przeprosiny.
Wszystkie słowa Zachodu dają jednak nikłe szanse na uspokojenie Pakistańczyków. - USA zadaje Pakistanowi cios w plecy. Znów - grzmi nagłówek niedzielnego wydania jednej z najpoczytniejszych pakistańskich gazet "Daily Times". W Pakistanie powszechne jest odczucie, że Amerykanie zmuszają władze do walki z rebeliantami przy granicy z Afganistanem w imię własnych interesów, a Pakistanowi przynosi to jedynie ofiary i problemy.
Relacje Islambadu z Waszyngtonem i zachodem są już w ruinie po niekonsultowanym z Pakistańczykami ataku na dom Osamy bin-Ladena i licznych oskarżeniach o współpracę pakistańskich służb specjalnych z talibami. Pomimo tego obie strony prowadzą współpracę. Dla Zachodu Pakistan jest bardzo ważny z punktu widzenia sytuacji w Afganistanie. Dla Islamabadu współpraca z Amerykanami jest natomiast bardzo dochodowa.
Źródło: Reuters