Wysoka frekwencja i długie kolejki do urn, w których trzeba było czekać nawet kilkadziesiąt minut. Włosi, wbrew oczekiwaniom komentatorów, wcale nie mają dość polityki i tłumnie stawili się w lokalach wyborczych w pierwszym dniu przedterminowego głosowania do parlamentu.
Pierwszy dzień głosowania minął bez większych incydentów z wyjątkiem osobliwego zdarzenia w Sorrento na południu, gdzie sfrustrowany na polityków wyborca podarł w lokalu kartę do głosowania, a następnie ją zjadł.
Obywatelski obowiązek wypełniony
Według ministerstwa spraw wewnętrznych, gdy o godz. 22 zamykano punkty wyborcze, frekwencja wyniosła około 63 procent. Do jutra do godz. 15, gdy nastąpi ostateczny koniec głosowania, może ona przekroczyć nawet 80 proc.
Uprawnionych do wyboru deputowanych jest 47 milionów Włochów, którzy ukończyli 18 lat. O cztery miliony mniej obywateli może wybierać senatorów, bo prawo do głosowania na członków izby wyższej parlamentu mają osoby, które skończyły 25 lat.
Silvio kontra Walter
Przedterminowe wybory, rozpisane po upadku centrolewicowego rządu Romano Prodiego, są w istocie pojedynkiem dwóch wielkich sił: centrolewicowej Partii Demokratycznej Waltera Veltroniego i bloku opozycyjnej centroprawicy Lud Wolności pod wodzą Silvio Berlusconiego. Oficjalnie do Izby Deputowanych i Senatu startuje w sumie 16 partii i bloków, ale nie ma wątpliwości, że to właśnie między tymi ugrupowaniami rozstrzygnie się zwycięstwo.
Ostatnie sondaże, opublikowane zgodnie z zasadami kampanii na początku kwietnia, wskazywały na około 6-8 procentową przewagę centroprawicy nad centrolewicą. Jednak o wyniku wyborów zdecyduje potężny, jak się podkreśla, odsetek niezdecydowanych. Jest ich aż około 30 procent.
Prawie jak Obama
Lud Wolności Berlusconiego, powstały na gruncie jego partii Forza Italia startuje w wyborach pod hasłem "Podnieś się, Italio". Jego polityczny rywal Veltroni hasłem wyborczym swej partii, brzmiącym "Można to zrobić", nawiązuje do sloganu "Yes, we can" Baracka Obamy. Były burmistrz Wiecznego Miasta chce być bowiem kojarzony z politykiem amerykańskich Demokratów, ubiegającym się o nominację w wyborach prezydenckich.
Veltroni i Berlusconi zgodnie apelowali do wyborców, by nie głosowali na małe partie argumentując, że wyłącznie od rezultatu pojedynku między nimi zależeć będzie przyszłość Włoch. Obaj zabiegają nie tylko o zwycięstwo, ale także o to, by było ono znaczne i umożliwiło sprawne rządzenie. Obawy dotyczą przede wszystkim Senatu, gdzie być może powtórzy się sytuacja sprzed dwóch lat, gdy po wyborach doszło do równego podziału sił między koalicję i opozycję.
Ordynacja wyborcza, przyjęta przez koalicję Berlusconiego przed 2006 rokiem, przewiduje natomiast, że w Izbie Deputowanych zwycięska partia dostaje swoistą "premię" w postaci kilkudziesięciu mandatów.
W cieniu mafii
W dwóch regionach: we Friuli-Wenecji Julijskiej i na Sycylii oraz w ośmiu prowincjach i 600 gminach odbędą się jednocześnie z wyborami parlamentarnymi także samorządowe. Największe emocje budzą wybory burmistrza Rzymu. Faworytem jest dotychczasowy minister kultury, wicepremier Francesco Rutelli z Partii Demokratycznej, który burmistrzem był już w latach 1993-2001. Rywalizuje z nim kandydat centroprawicy Gianni Alemanno.
Aż w 16 gminach na Sycylii, w Kalabrii i w Kampanii wybrane zostaną nowe samorządy dlatego, że poprzednie zostały rozwiązane z powodu zarzutów o współpracę z mafią.
Do kabiny bez komórki
W lokalach wyborczych po raz pierwszy na mocy rozporządzenia ministerstwa spraw wewnętrznych obowiązywać będzie surowy zakaz wchodzenia do kabin z telefonami komórkowymi i aparatami fotograficznymi. Chodzi o to, by nie robiono zdjęć kart do głosowania i by powstrzymać przypadki wyborczej korupcji - wynagradzania wyborców za głos oddany na wskazaną partię czy kandydata. Grzywna za złamanie tego zakazu wynosi od 300 do 1000 euro.
Źródło: PAP, lex.pl