"Wierzymy, że pogoda jeszcze się poprawi". Niedługo później pogrzebała ich lawina


Dwóch słowackich alpinistów - kierownik wyprawy Jan Matlak i Vladimir Svancar - oraz trzech Nepalczyków zginęło w swoich namiotach w bazie pod szczytem Dhaulagiri (8167 m) po zejściu potężnej lawiny. Przypadki zasypania śniegiem bazy należą do rzadkości. Nic nie zapowiadało tej tragedii. Wieczorem, gdy alpiniści szykowali się do snu, na bazę zeszła potężna lawina.

- Przypadki zejścia lawin na bazy pod ośmiotysięcznikami zdarzają się raz na kilkanaście lat. Ten ostatni, pod Dhaulagiri, jest ogromnym zaskoczeniem. Miejsce gdzie rozbite zostały namioty było na stosunkowo niskiej wysokości.

Bez ostrzeżenia

We wtorek nic nie zapowiadało tragedii. Wieczorem, gdy alpiniści szykowali się do snu, na bazę zeszła potężna lawina. Pod zwałami śniegu, oprócz wspomnianych Słowaków, zginęło trzech Nepalczyków wspomagających uczestników wyprawy: Bhoj Kumar Rai, Dorje Sherpa i Gopal Rai. Pozostali członkowie ekspedycji, którzy przebywali jeszcze w dużym namiocie-mesie, uniknęli śmierci.

Uczestnicy 10-osobowej ekspedycji tydzień temu wrócili z obozu II (6600 m n.p.m.) i przeczekiwali załamanie pogody. - Pada śnieg, pada śnieg, wciąż pada śnieg... Wszyscy wierzymy, że pogoda jeszcze się poprawi - napisali na swojej stronie internetowej.

Niebezpieczne bezpieczne miejsce

- Przypadki zejścia lawiny na bazę są niezwykle rzadkie. Zazwyczaj wybierane są miejsca niemal stuprocentowo bezpieczne. I za takie uważane było dotąd usytuowanie bazy na lodowcu Chhonbardan pod Dhaulagiri.

Ta zaskakująca tragedia to z pewnością efekt cyklonu Hunhud, który spowodował gwałtowne zjawiska atmosferyczne - uważa Janusz Kurczab, olimpijczyk z Rzymu (w roku 1960), szermierz, taternik i alpinista, jeden z redaktorów portalu wspinanie.pl.

Lawina nad doliną

Dhaulagiri (Biała Góra), siódmy co do wysokości ośmiotysięcznik, oddzielony jest od pobliskiej Annapurny (8091 m n.p.m.) głęboko wciętą doliną rzeki Kali Gandaki.

To właśnie tam, na uznawanym dotąd za wyjątkowo bezpiecznym i popularnym wśród amatorów trekkingu szlaku w rejonie Annapurny, zginęły w lawinie 32 osoby, a kilkudziesięciu jest zaginionych. 14 października nastąpiła gwałtowna zmiana pogody wywołana przez cyklon znad Zatoki Bengalskiej.

"Przyszła nagle, bezszelestnie"

Kurczab, który we wrześniu skończył 77 lat, był kierownikiem kilku wypraw, m.in. w 1976 i 1982 roku na K2 (8611 m), a w 1978 na Makalu (8470 m), kiedy to uczestnicy ekspedycji zostali zaskoczeni lawiną. Przyszła nagle, bezszelestnie. W zasadzie można mówić o zsunięciu ogromnych mas śniegu na bazę, w której pozostał m.in. Andrzej Młynarczyk. Zginął w nocy z 5 na 6 października. Inni uczestnicy, Janek Wolf, którego ratowaliśmy, gdy doznał obrzęku płuc, czy Leszek Cichy, byli ze mną w górze, zakładaliśmy obóz pierwszy - wspomniał Kurczab.

Ponad metr śniegu

Cichy przyznał, że w tym okresie nie powinno być tak obfitych opadów śniegu, a jednak w ciągu dwóch dni utworzyły się zaspy wysokie na ponad metr.

- To była liczna, kilkunastoosobowa wyprawa warszawskich alpinistów. Pod Makalu dzieliłem namiot z Jankiem Holnickim i Andrzejem Młynarczykiem, który wtedy nie poszedł z nami w górę, gdyż się źle czuł. Zginął pod zwałami śniegu. Pochowaliśmy go w pobliżu miejsca tragedii - dodał Cichy. Wraz Krzysztofem Wielickim dokonali pierwszego zimowego wejścia na Mount Everest (8848 m n.p.m.), zdobywając wierzchołek 17 lutego 1980 roku.

Autor: mb//gak / Źródło: PAP