Dopiero co wyszli z kopalni, już zatrudnili księgowego - dzielić zyskami będą się po równo. Chilijscy górnicy, uwolnieni po 69 dniach pobytu pod ziemią, chcą ściśle kontrolować przekazywanie informacji na temat swych przeżyć pod ziemią, by móc sprawiedliwie podzielić się zyskiem.
Do tej pory żaden z uratowanych nie udzielił obszernych wypowiedzi ani nie ujawnił szczegółów swych przejść na głębokości 625 m pod ziemią.
Zmowa milczenia i liczenia
Córka 56-letniego elektryka Omara Reygadasa ujawniła w piątek, że powiedział jej, iż górnicy ustalili, że podzielą się wszelkimi zyskami z wywiadów, wypowiedzi w mediach, książek lub filmów.
- Powiedział też, że nam również nie wolno rozmawiać z mediami bez ich zgody - oświadczyła 37-letnia Ximena Alejandra Reygadas. - Powiedział, że muszą decydować, o czym wolno nam mówić mediom.
Podzielą się sprawiedliwie
Brygadzista z kopalni San Jose, który utrzymuje bliski kontakt z wielu uratowanymi, powiedział natomiast agencji AP, że zatrudnili oni księgowego, by rejestrował dochody z ich publicznych wypowiedzi i dzielił je po równo.
- Sądzę, że przede wszystkim chodzi o to, by pobierać opłaty z tytułu praw do wszystkiego, co jest pokazywane na temat ich życia osobistego i ich odysei - powiedział brygadzista Pablo Ramirez.
Choć Chile jeszcze świętuje, nadchodzi okres rozliczeń. Rodziny 29 górników złożyły już pozwy przeciwko kopalni - żądają po 12 milionów dolarów odszkodowania. Sama kopalnia już teraz jest na skraju bankructwa, prace zostały wstrzymane, a konta przedsiębiorstwa zamrożone na pokrycie kosztów akcji ratunkowej, które mogą wynieść nawet 20 mln dolarów.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Reuters