Marynarze, nie tylko ci służący Jej Królewskiej Mości na okrętach Royal Navy, należą do bardzo przesądnej grupy zawodowej. Nie dalej jak wiek temu samo pojawienie się kobiety na pokładzie okrętu była traktowane jako zapowiedź rychłego nieszczęścia. Teraz nie tylko obecność kobiet na okręcie to nic niezwykłego. Royal Navy właśnie ogłosiła, że po raz pierwszy w historii dowództwo nad okrętem Jej Królewskiej Mości obejmie przedstawicielka "słabej płci".
Stary marynarski przesąd mówi, iż pojawienie się białogłowy na pokładzie oznacza nieszczęście dla jednostki i jej załogi. Zakaz obecności kobiet był przez setki lat surowo przestrzegany. Dlatego wielowiekowa bogata historia Royal Navy i wszystkich innych marynarek wojennych świata jest historią wyłącznie męską.
Kobieta za sterem
Nawet podczas II Wojny Światowej kobiety na pokładach statków i okrętów były czymś zbliżonym do zjawiska nienaturalnego i zdarzały się bardzo, ale to bardzo rzadko. Dopiero w ciągu kilku ostatnich dekad płeć piękna wywalczyła sobie możliwość służenia na morzu. Obecnie na pokładach okrętów kobiety nie są widokiem niezwykłym, ale nadal stanowią zdecydowaną mniejszość.
W Royal Navy kobiety stanowią około 10 procent całości personelu. Na pokładach okrętów służy ich około tysiąca, a jak podaje Royal Navy, kobiety mogą ubiegać się o przydział na 71 procent wszystkich stanowisk w służbie
Kobiety na wysokich stanowiskach dowódczych nadal jednak zdarzają się bardzo rzadko. Royal Navy właśnie przełamała symboliczną barierę i ogłosiła, że po raz pierwszy w historii kobieta obejmie dowództwo nad okrętem. Będzie to 39-letnia Lieutenant Commander (Lt Cdr) Sarah West, która zostanie dowódcą fregaty typu 23 HMS Portland w kwietniu 2012 roku.
Najbardziej sfeminizowaną marynarką wojenną jest US Navy. Tam kobiet jest około 52 tysięcy spośród 328 tysięcy wszystkich członków służby. Już w 2010 roku dowódcą Grupy Uderzeniowej Lotniskowca, czyli jednym z najpotężniejszych zgrupowań okrętów na Ziemi, została admirał Nora W. Tyson.
Źródło: EPA, tvn24.pl