Uciekają z komunistycznego piekła, ale do wolności trudno się przystosować

Aktualizacja:
Z Korei Północnej do Południowej jak podróż na inną planetę
Z Korei Północnej do Południowej jak podróż na inną planetę
tvn24
Uciekinierzy z Korei Północnej na nowo muszą uczyć się życiatvn24

Zbierali zioła, obierali korę z drzew, a teraz mają do dyspozycji sklepy, w których mogą przebierać w produktach. - Dla nich największym problemem jest możliwość wyboru. Oni woleliby, żeby coś było ustalone - opowiada reporterowi "Polski i Świata" Joanna Hosaniak, która od dziewięciu lat pomaga w asymilacji w Korei Południowej Koreańczykom z Północy.

Osoby, które decydują się na ucieczkę z Korei Północnej najczęściej nie robią tego z powodów politycznych, ale z głodu.

Co to jest proszek do prania?

Zwykle uciekają przez Chiny. Przemierzają kilka tysięcy kilometrów, by znaleźć się w Korei Południowej. Jednak wbrew wyobrażeniom tam żyć wcale nie jest im łatwo. - Jak wsiąść w autobus, czy metro? Gdzie kupić bilet? Gdzie kupić proszek do prania? Co to w ogóle jest proszek do prania? - wymienia Hosaniak, która pracuje dla Sojuszu Obywatelskiego Na Rzecz Praw Człowieka w Korei Północnej.

Przeraża ich możliwość wyboru

Mimo szkoleń w rządowych ośrodkach, przygotowujących do życia w normalnym świecie, przybysze nie radzą sobie właśnie choćby z autobusowymi czytnikami biletów. - Rozmawiałam z 50-letnią kobietą, która wyjęła banknot i zaczęła przytykać go do czytnika. To doprowadziło do śmiechu kierowcę i współpasażerów - relacjonuje Hosaniak.

Problemem jest też bariera językowa, bo imigranci nie znają zapożyczeń z angielskiego bardzo popularnych w Korei Południowej. - Około 90 proc. nowoprzybyłych nie rozumiało na początku wiadomości telewizyjnych - opowiada Hosaniak i dodaje, że czasem słyszy pytania: "Dlaczego Korea Południowa potrzebuje 50 rodzajów klusek czy mąki?". - Dla nich największym problemem jest możliwość wyboru. Oni woleliby nie mieć wyboru. Woleliby, żeby coś było ustalone - tłumaczy kobieta.

"Zobacz, ja żyję"

Asymilacja nie jest łatwa, bo choć rząd pomaga Koreańczykom z Północy, to obywatele z Południa nie czekają na przyjezdnych z otwartymi ramionami. Czasem widzą w nich szpiegów, ludzi gorszej kategorii lub po prostu kogoś bez rodzin i majątku. Ale, jak zapewnia Hosaniak, w uciekinierach nie ma zgorzknienia. - Mówią: nic takiego się nie stało. Zobacz: ja żyję, mogę się uczyć i tak dalej - podsumowuje kobieta.

Autor: ktom\mtom / Źródło: tvn24

Źródło zdjęcia głównego: tvn24