Trudno oszacować faktyczną liczbę cywilnych ofiar irackiego konfliktu . Najostrożniejsze dane mówią o blisko 90 tys. ludzi, dla których operacja „Iracka Wolność” i jej następstwa przyniosły jedynie śmierć.
Najskrupulatniej ofiary wylicza stworzona przez amerykańskich i kanadyjskich obrońców praw człowieka organizacja Iraq Body Count. Z ich statystyk dowiemy się, jak sami zastrzegają, tylko o zgonach potwierdzonych i udokumentowanych. 19 marca 2008 r., pięć lat po inwazji, jest ich 89 751.
Ostatni wpis dokumentuje ofiary z 17 marca. IBC z aptekarską dokładnością informuje: łącznie 92 zabitych. W tym: Bagdad - 22 (w tym dzieci grające w piłkę – ofiary ataku moździerzowego); Karbala - 52 ofiary zamachowca samobójcy; Basra – zastrzelono policjanta, znaleziono trupa kobiety; dalej jest jeszcze Haditha, Abu Saida, Mosul, Udhaim…
Kilkanaście ofiar dziennie
Średnio w 2007 r. codziennie w zamachach bombowych ginęło 14 Irakijczyków, w strzelaninach i egzekucjach - 39. To i tak był stosunkowo dobry rok – w najkrwawszym 2006 codziennie traciło życie średnio blisko 65 Irakijczyków. Łącznie prawie 25 tys.
Ale IBC i tak w swoich obliczeniach jest wstrzemięźliwy. Niepełne i nieprzejrzyste, a przede wszystkim nieweryfikowalne dane irackiego ministerstwa zdrowia w 2006 r. mówiły o 150 tys. ofiar cywilnych. Brytyjski periodyk medyczny „Lancet” poszedł jeszcze dalej – do lipca 2006 r. naliczył ponad 650 tys. zabitych.
Co spowodowało tak gigantyczną ofiarę krwi Irakijczyków? Niezależnie od tego, czy śmierć poniosło 100, 200, czy 700 tys. ludzi, liczby są przerażające. Dlaczego Irakijczyków ogarnęło szaleństwo zabijania?
Koniec dyktatora - początek rzezi
Saddam Husajn był mordercą, tyranem i fanatykiem, który doprowadził swój naród do ruiny – temu nikt nie zaprzeczy. Jego okrutne rządy, które kosztowały życie tysięcy ludzi, dawały jednak gwarancję stabilności. Saddam i jego policja polityczna mieli monopol na przemoc i tylko ci, którzy mu się sprzeciwiali – Kurdowie i szyicka opozycja – mieli się czego obawiać.
Gdy dyktatora zabrakło, odżyły skrywane przez dziesięciolecia narodowościowe i religijne konflikty. Dyskryminowana przez Saddama szyicka mniejszość postanowiła odegrać się na rządzących do tej pory sunnitach. Do boju ruszyły milicje i Armia Mahdiego Muktady al-Sadra, hojnie wspierane przez Iran ajatollahów, zapiekłych wrogów reżimu Husajna.
W Bagdadzie i Karbali zaczęli podkładać bomby i wysadzać się fanatyczni sunnici powiązani z Al-Kaidą - zabijali tych, którzy współpracowali z Amerykanami i okazali się za mało religijni: żołnierzy, policjantów, urzędników.
Tylko w Kurdystanie bezpiecznie
Działać zaczęły przeróżne prywatne, mniejsze lub większe armie, które trudniły się, często za parawanem religijnych lub nacjonalistycznych haseł, zwykłym bandytyzmem. Uaktywniły się też milicje klanowe.
Po 2003 r. ogromny chaos ominął jedynie północ kraju zamieszkaną przez Kurdów. Narodowa jednolitość terenów i silnie scentralizowany kurdyjski aparat bezpieczeństwa zapobiegł rozlewowi krwi na szeroką skalę. Tereny te niepokoją od czasu do czasu jedynie Turcy, którzy w poszukiwaniu terrorystów z Partii Pracujących Kurdystanu przeprowadzają wojskowe operacje. Jak na razie, szczęśliwie omijały one jednak cele cywilne.
Amerykanie strzelają w Faludży
Swój udział w powstaniu ogromnych strat cywilnych mają też oczywiście Amerykanie i ich koalicjanci. Ofiary nalotów i działań wojennych w 2003 roku trudno policzyć – nikt specjalnie się nimi nie zajmował. Niepełne i przemilczane są również dane na temat późniejszych ofiar zachodniej interwencji.
Zabitych w „drobnych” incydentach, jak cywile zastrzeleni na bagdadzkim placu przez ochroniarską firmę Blackwater, czy też „ubocznych efektów” zmasowanych operacji wojskowych – gdy w listopadzie 2004 r. Amerykanie, szturmując Faludżę, użyli broni zapalającej, w gruzach legło 36 tys. budynków. Liczba cywilów, którzy pod nimi zginęła, do tej pory nie jest znana.
Źródło: tvn24.pl, CNN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN