- Obecność Izraela w naszym regionie jest tylko tymczasowa i nie może być kontynuowana - grzmiał na wiecu w Bejrucie lider libańskiego Hezbollahu Hassan Nasrallah.
Przemawiając do tłumów zgromadzonych na jednym z placów w szyickiej dzielnicy Bejrutu, Nasrallah używał telełącza wideo. - Jesteśmy gotowi na konfrontację i zwycięstwo - krzyczał. Nawoływał do wzięcia na Izraelu odwetu za śmierć jednego z przywódców Hezbollahu w Syrii, Imada Mughnijeha.
Mimo, że Izrael nie przyznaje się, że miał związek z jego śmiercią, Hezbollah oskarża Tel Awiw o inspirowanie jego zabójstwa. Mughnijeh zginął 12 lutego w eksplozji samochodu-pułapki w Damaszku. Poszukiwany był zarówno przez Izrael, jak i USA w związku z serią ataków terrorystycznych w latach 80. i 90.
Wiec w Bejrucie został zorganizowany specjalnie, by oddać cześć Mughijehowi i innym bojownikom Hezbollahu, którzy zginęli w "świętej wojnie". - Przysięgam na Boga, że wasza krew nie została przelana na próżno - mówił Nasrallah, oddając im hołd.
"Izrael chce wojny"
Nasrallah ostrzegł też zebranych, że Izrael szykuje się na nową wojnę z Libanem. - Hezbollah jest na to przygotowany. Będziemy się bronić - zapewniał.
To już drugi raz, gdy Nasrallah grozi Izraelowi. Podczas pogrzebu Mughnijeha zapowiedział "otwartą wojnę" przeciw państwu żydowskiemu.
Hezbollah - czyli Partia Boga - jest potężną polityczną i militarną organizacją składającą się głównie z szyitów.
Źródło: BBC, AP, Reuters, CNN