Tureckie samoloty i wojska lądowe przez trzy dni, między niedzielą a wtorkiem, atakowały kurdyjskich rebeliantów na terytorium Iraku - dopiero dziś dowiedziała się agencja Reutera ze źródeł wojskowych w Ankarze.
Samoloty miały przekroczyć granicę o 20 kilometrów, zaś około 300 żołnierzy wejść 10 kilometrów w głąb Iraku. W walkach miało zginąć 34 bojowników z Partii Pracujących Kurdystanu (PKK). Było to wykorzystanie niepisanego "prawa do pościgu".
Źródło Reutera zaznaczyło, że nie było to pierwsze naruszenie terytorium Iraku, jakiego dopuścili się Turcy. Już wcześniej to czynili, ale nigdy nie były to działania na dużą skalę.
Według informatora, można spodziewać się także przyszłe pościgi za członkami również w podobnych sytuacjach będą kontynuowane na terenie Iraku. Jak jednak stwierdzono - obecnie nie ma takiej konieczności, a wszyscy żołnierze tureccy znajdują się już po własnej stronie granicy.
Od dwóch tygodni Turcja ostrzega, że jeśli nie ustaną ataki kurdyjskich bojowników, którzy atakują z terytorium Iraku, to wykorzysta siłę swojej armii do zniszczenia ich baz w tym kraju. Wczorajsze obietnice delegalizacji PKK złożone przez premiera Iraku Nuriego al-Maliki i dzisiejsze wezwanie do pokoju wydane przez przywódcę irackich Kurdów Masuda Barzaniego są próbą powstrzymania tureckiej inwazji.
Źródło: Reuters, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA/Reuters