Trzy dekady piekła za próbę obalenia dykatora


34 lata i cztery miesiące więzienia odsiedzi w ciężkim więzieniu w Gwinei Równikowej Simon Mann - przywódca grupy najemników, którzy chcieli obalić miejscowego tyrana, ale im nie wyszło.

Wyrok dla Brytyjczyka jest wyższy od kary, jaką żądał dla niego prokurator. Zaledwie o dwa lata, co biorąc pod uwagę warunki panujące w ciężkim gwinejskim więzieniu Czarna Plaża, tak naprawdę nie ma znaczenia. 32 czy 34 lata to bowiem w praktyce dla 56-letniego Manna dożywocie.

Chyba, że wydarzy się cud. Ale takie cudowne ocalenie jest całkowicie zależne od dyktatora Teodora Obiangi Nguemy, którego Mann chciał obalić. Niestety dla Brytyjczyka, Gwinejczyk nie jest znany z litości - sam doszedł do władzy mordując swoich krewnych i za nic nie chce podzielić się swoją władzą.

Chodziło o ropę?

Dyktator nie chciał dzielić się władzą również z zachodnimi koncernami naftowymi, które, według wszelkich przypuszczeń, chciałyby opanować ten bogaty w ropę kraj. To właśnie na zlecenie "londyńskich finansistów" działał Mann. Jak na rasowego najemnika przystało, zrobił to tylko dla pieniędzy i sławy, kulisy zlecenia go nie interesowały.

Syn brytyjskiej premier mózgiem zamachowców

Mann był jednak tylko kierownikiem wyprawy, jej mózgiem okazał się Mark Thatcher, wyrodny syn byłej brytyjskiej premier. On jednak żądnemu zemsty dyktatorowi się wywinął. Miał bowiem to szczęście, że jego rola w zamachu na Nguemę wyszła na jaw, gdy był już w RPA, gdzie mieszka na stałe.

Niemniej władze Gwinei Równikowej zapowiedziały, że będą się starać o jego ekstradycję. Na razie jednak Thatcher może dyktatora się nie obawiać.

PRZECZYTAJ WIĘCEJ O NIEUDANEJ WYPRAWIE MANNA

Źródło: RMF FM, tvn24.pl