Na sobotnim koncercie rockowym w Birmingham wybuchły zamieszki. Jak donoszą brytyjskie media, 60 osób zostało rannych. Policja, której nie udało się zapanować nad dwudziestotysięcznym tłumem, uważa, że zrobiła "wszystko, co możliwe".
Koncert został zorganizowany w centrum miasta z okazji uruchomienia świątecznej iluminacji ulicznej.
Mieli na nim wystąpić popularni i znani wykonawcy, m. in. Sugababes, Tinchy Stryder, Chipmunk, Little Boots. Jednak największą atrakcją dla fanów miał być ubiegłoroczny finalista programu telewizyjnego „X Factor” – JLS.
Napierający tłum przełamał barierki, a służbom porządkowym nie udało się zapanować nad sytuacją. Jeden z uczestników na Millenium Point udostępnił telewizji Sky swoje nagranie wideo.
Czyja wina?
Jak mówią świadkowie, wydarzenie było źle zorganizowane, bowiem organizatorzy koncertu powinni się spodziewać masowego zainteresowania - tymczasem podczas imprezy dochodziło do incydentów, m.in. rzucano butelkami i puszkami. Policja wszczęła dochodzenie.
Przedstawiciel policji Steve Hollingworth uważa jednak, że uczyniono wszystko, by zapewnić bezpieczeństwo uczestnikom imprezy. – Nie sądzę, że jesteśmy winni. Musimy patrzeć na plany (miasta) i sprawdzać, czy dana przestrzeń jest wystarczająco duża – powiedział funkcjonariusz telewizji Sky News.
Źródło: PAP, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Reuters