"Nie wierzyłem, że informacje w radiu nie są nową edycją "Wojny Światów", ten dzień zapamiętam do końca życia" - tak Radek, jeden z naszych internautów, który sześć lat temu był w USA, wspomina tragiczny poranek 11 września.
Czuli przerażenie, strach, niepewność, a jednocześnie przedziwne poczucie wspólnoty. Choć są Polakami, tego dnia na chwilę poczuli, że atak na Stany Zjednoczone jest atakiem na wszystkich mieszkańców tego kraju - także na nich. Choć minęło już sześć lat, co roku dramatyczne wspomnienia wracają na nowo, bo - jak przyznają ci, którzy wtedy byli w centrum tragedii - tych scen nie da się wymazać z pamięci. - Stałem z aparatem i nie wiedziałem co robić - pstrykać zdjęcia czy uciekać .... - pisze internauta Antek, który w czasie ataku na World Trade Center był tuż obok centrum tragedii. Gdy dwa samoloty z islamskimi zamachowcami na pokładzie wbijały się w szklane ściany bliźniaczych wież, Jacek jadł śniadanie oglądając telewizję. - Nagle wszystkie programy zostały przerwane - wspomina.
- Wyszedłem na zewnątrz i z odległości około 12 mil widziałem już, że to nie sen, że to się dzieje naprawdę... Za chwilę Jacek, na co dzień pracujący jako technik instrumentariusz na bloku operacyjnym, dostał telefon ze szpitala. - Usłyszałem, że mamy "disaster plan in effect" ["alarm"] i mam zameldować się w pracy. Najszybciej jak to możliwe. - opowiada. Jackowi udało się wcisnąć w kolumnę karetek pogotowia i wozów strażackich jadących na Manhattan i dotrzeć do szpitala. - Od naszych paramedykow (ratownicy) i innych będących w "strefie zero" dowiedzieliśmy się o rozmiarach katastrofy z pierwszej ręki. Późnym popołudniem dotarło do nas, że nie będzie dziesiątków, setek pacjentów spod tamtych budynków... - Obudził mnie telefon, dzwoniła koleżanka. Dość spanikowanym głosem pytała, czy nie mam telefonu do wujka naszej wspólnej koleżanki, bo tamta wracała z Waszyngtonu i nikt nie wiedział, o której miała wylot a tym bardziej przylot - wspomina ranek sprzed sześciu lat Katarzyna. Jeszcze wtedy nie wiedziała, co się dzieje. Włączyła telewizor i potem były już tylko łzy... - Szybko telefon do mamy, sióstr. Trwałam tak przy telefonach i telewizorze do około 13, później wyszłam z synkiem na podwórko. Naprzeciwko naszego kompleksu, po drugiej strony ulicy, były biura linii lotniczych United Airlines obstawione przez policję, wojsko. Brama wjazdowa na nasze osiedle była zablokowana. To był przerażający widok - dodaje.
Źródło: tvn24.pl; reuters