"Spadł do góry nogami. Nie widziałem, by ktoś wypłynął"


- Wystartował, wykonał jeden obrót i po prostu spadł do góry nogami. Najpierw w wodzie znalazło się śmigło. Reszta zatonęła bardzo szybko. Nie widziałem, żeby ktoś wypłynął - mówi świadek katastrofy śmigłowca, który spadł we wtorek do East River, cieśniny oddzielającej m.in. dwie nowojorskie dzielnice Manhattan i Brooklyn. Jak poinformowała policja, w wypadku zginęła jedna osoba, cztery udało się uratować.

Świadek katastrofy relacjonował mediom, to co się wydarzyło: - Kiedy śmigłowiec wystartował, wszystko było normalnie. Aż nagle zaczął się kręcić i spadł. Woda w rzece wirowała. Każdy kto to widział, mógł stwierdzić, że nie jest dobrze - opowiadał mężczyzna.

Usterka techniczna?

Prywatna maszyna typu Bell 206 z pięcioma osobami na pokładzie runęła do wody tuż po starcie z nabrzeża East River, na wysokości wieżowca Empire State Building, i szybko zatonęła.

Ekipom ratowniczym udało się wyciągnąć z wody cztery osoby - pilota i trzech pasażerów. Stan co najmniej dwóch z nich jest ciężki. Nie udało się uratować piątej osoby lecącej tym śmigłowcem. Ciało kobiety znaleziono po kilkunastu minutach.

Na razie nie wiadomo, co było przyczyną wypadku.

Źródło: CBSNY