Ekipy ratunkowe starają się dotrzeć do turysty, który wpadł do krateru wulkanu Mount St. Helens w stanie Waszyngton. 52-latek zleciał w dół w poniedziałek, podczas pozowania do pamiątkowego zdjęcia - podał szef jednej z ekip ratunkowych Tom McDowell.
Co gorsza, pechowiec tuż przed zrobieniem zdjęcia zdjął kurtkę, więc, jeśli przeżył, nie mógł liczyć na jakąkolwiek ochronę przed urazami i temperaturą.
W poniedziałek w nocy, ze względu na zapadający zmrok, turbulencje powietrza i spadające skały zawieszono poszukiwania. Wznowiono je jednak rano miejscowego czasu. W akcji uczestniczy m.in. śmigłowiec MH-60 Jay Hawk dostarczony przez Amerykańską Straż Przybrzeżną (U.S. Coast Guard).
Wciąż żyje?
Mężczyzna nie spadł na sam dół krateru, którego ściany nachylone są pod kątem około 70 stopni. Pilotom helikopterów wydawało się, że widzieli jak turysta się rusza.
- Mamy nadzieję, że jego obrażenia są tej natury, że wytrzyma wystarczająco długo, aż przyniesiemy pomoc i wyciągniemy go stamtąd - powiedział oficer Dave Cox z policji Skamania County, odpowiedzialny za kontakt z mediami.
Zabójcza góra
Mierząca 2550 metrów Mount St. Helens jest aktywnym wulkanem. Pomimo tego każdego roku tysiące turystów starają się dotrzeć na brzeg krateru. Specjalne pozwolenie potrzebne są do wejścia na wysokość powyżej 4800 stóp (1463 metry).
18 maja 1980 roku, podczas erupcji Mount St. Helens lawa zrównała z ziemią prawie 150 mil kwadratowych lasu. Zginęło wtedy 57 osób.
Źródło: CNN
Źródło zdjęcia głównego: USGS