Skazany za Dalajlamę


- Chcecie powrotu Dalajlamy? - krzyczał kilka tygodni temu Rongje Adraka do tłumu Tybetańczyków w mieście Lithang. Teraz chiński sąd skazał go za "działania wywrotowe" i "podżeganie do podziału Chin".

Jak podawały zagraniczne organizacje działające w Chinach, podczas tradycyjnego festiwalu w mieście Lithang, Adrak wszedł na trybunę przygotowaną dla chińskich oficjeli, chwycił mikrofon i zapytał tłum ludzi, czy pragną powrotu XIV Dalajlamy. Rozległy się okrzyki potwierdzenia.

Według świadków Adrak powiedział również: - Jeśli nie możemy zaprosić do nas Dalajlamy, nie mamy ani wolności religijnej, ani szczęścia w Tybecie.

Po jego zatrzymaniu aresztowano kilkaset osób, a do Lithangu, gdzie żyje wielu Tybetańczyków, wysłane zostały dodatkowe siły wojskowe i policyjne.

Winny "wywrotowiec"

Jeśli nie możemy zaprosić do nas Dalajlamy, nie mamy ani wolności religijnej, ani szczęścia w Tybecie Rongje Adrak


Dopiero w przyszłym tygodniu Tybetańczyk dowie się, jaką karę poniesie. Z nieprecyzyjnie zdefiniowanego paragrafu, z którego oskarżani są krytycy chińskich władz, za działania wywrotowe w Chinach może zapaść wyrok od kilku miesięcy więzienia po karę śmierci w niektórych przypadkach.

Pekin Tybetowi nie odpuszcza

W czwartek działacz Międzynarodowej Kampanii na rzecz Tybetu poinformował o relacjach świadków, którzy widzieli, jak pod koniec sierpnia uzbrojeni członkowie chińskich sił bezpieczeństwa zniszczyli tybetański posąg w pobliżu świętej góry Kajlas - duchowego centrum buddyzmu, hinduizmu i przedbuddyjskiej religii bon. Posąg próbowało ratować około 20 Tybetańczyków, zasłaniając go własnymi ciałami.

Strącenie figury i wyrok na Adraka zbiegają się w czasie, kiedy Pekin oskarża światowych przywódców, którzy w ostatnich miesiącach spotykają się z Dalajlamą, o wtrącanie się w wewnętrzne sprawy Chin. Pekin twierdzi, że Dalajlama usiłuje doprowadzić do podziału kraju. On sam opowiada się jednak jedynie za szeroką autonomią Tybetu.

Źródło: PAP