Sanitariuszom z Iraku grozi 5 lat więzienia

 
7 lutego 2007 polski konwój został zaatakowanyTVN24

Trzem sanitariuszom z Iraku, oskarżonym o odmowę wykonania rozkazu i nieudzielenie pomocy podczas ostrzału konwoju grozi do pięciu lat więzienia. W poniedziałek przed Sądem Garnizonowym w Warszawie przesłuchano świadków zdarzenia.

Wszystko wydarzyło się 7 lutego ubiegłego roku, gdy polski konwój wpadł w zasadzkę terrorystów.

Według prokuratury, mimo rozkazu, dwaj sanitariusze i kierowca sanitarki nie wyszli z pojazdu, nie udzielili pomocy rannym kolegom i nie zabrali ciała zabitego podczas ataku starszego szeregowego Piotra Nity. Obrona twierdzi coś zupełnie innego - adwokaci mówią, że sanitariusze wykonywali polecenia przełożonych, a proces jest "komicznym sposobem na dyscyplinowanie wojska".

"Ch..., wysiadajcie z karetki"

W poniedziałek sąd kontynuował przesłuchania żołnierzy, którzy jechali w zaatakowanym konwoju. Kierowca wozu, który poruszał się za sanitarką, kapral. Marcin K., zeznał, że widział jak bezpośrednio po wybuchu miny-pułapki i rozpoczęciu ataku do sanitarki podbiegło dwóch żołnierzy. Uderzali oni w szyby pojazdu, żeby sanitariusze wysiedli. Jeden z podbiegających miał krzyczeć: "Ch..., wysiadajcie z karetki, bo potrzebna jest pomoc".

Jednak Marcin K. nie wykluczył, że później sanitariusze wysiedli z samochodu, bo on sam ubezpieczał zaatakowany konwój i nie obserwował cały czas sanitarki.

Świadek mówił też, że po raz drugi zdecydował się zeznawać po tym, jak funkcjonariusz żandarmerii wojskowej zasugerował mu "sprecyzowanie" zeznań. Obrońca oskarżonych, mec. Michał Zuchmantowicz powiedział, że "sugerowanie przez kogokolwiek uzupełniania zeznań jest sytuacją skandaliczną".

Ciąg dalszy w maju

Następna odsłona procesu w maju. Wtedy to sąd podejmie decyzję, czy konieczne będzie poddanie oskarżonych dodatkowym badaniom psychologicznym. - Proces jest szczególny, bo, dzięki Bogu, rzadko w Polsce spotyka nas sytuacja, żeby rozpatrywać sprawy dotyczące zdarzeń podczas działań bojowych - powiedział sędzia Marek Wala, odraczając rozprawę.

Źródło zdjęcia głównego: TVN24