Rosyjskie samoloty wojskowe przeleciały w środę nad Południową Osetią, aby uprzedzić możliwość gruzińskiego ataku - poinformował w czwartek rosyjski MSZ na swej stronie internetowej. To pierwsze od ponad dekady przyznanie się Moskwy do lotów nad gruzińskim terytorium.
Doszły do nas informacje od dowództwa sił pokojowych o możliwości wtargnięcia sił gruzińskich, podobno w celu oswobodzenia czterech żołnierzy, zatrzymanych przez oddziały Południowej Osetii. Dla wyjaśnienia sytuacji samoloty sił powietrznych Rosji dokonały krótkiego przelotu nad terytorium Południowej Osetii. fragment komunikatu rosyjskiego MSZ
"9 lipca w strefie południowoosetyjskiego konfliktu sytuacja poważnie się zaogniła. Doszły do nas informacje od dowództwa sił pokojowych o możliwości wtargnięcia sił gruzińskich, podobno w celu oswobodzenia czterech żołnierzy, zatrzymanych przez oddziały Południowej Osetii. Dla wyjaśnienia sytuacji samoloty sił powietrznych Rosji dokonały krótkiego przelotu nad terytorium Południowej Osetii" - czytamy w komunikacie rosyjskiego MSZ.
"Jak wykazał dalszy rozwój wypadków, już ten krok pozwolił na ochłodzenie gorących głów w Tbilisi i uprzedzenie rozwoju sytuacji według siłowego scenariusza, którego prawdopodobieństwo było bardziej niż realne" - czytamy w oświadczeniu rosyjskiego MSZ.
Na reakcję Gruzji nie trzeba było długo czekać. Niemal natychmiast zareagowało MSZ Gruzji, które zapowiedziało "zdecydowane adekwatne kroki dyplomatyczne", w tym odwołanie swojego ambasadora w Moskwie na konsultacje.
Lotnicze daja vu
Gruzja wielokrotnie oskarżała Rosję o wtargnięcie w jej przestrzeń powietrzną. Moskwa jednak zawsze odpowiadała zaprzeczeniami i kolejnymi dementi. Tak było na przykład przy zestrzeleniu gruzińskiego samolotu bezzałogowego nad Abchazją.
Osetia Południowa jest zbuntowaną gruzińską prowincją, nieuznawaną na arenie międzynarodowej. Skonfliktowana z Gruzją Rosja odgrywa rolę obrońcy Południowej Osetii i Abchazji - drugiej samozwańczej republiki, która faktycznie oderwała się w latach 90. od Gruzji.
Źródło: PAP, tvn24.pl