Rosja kategorycznie sprzeciwia się niepodległości Kosowa - zapewnił Serbów prezydent Władimir Putin. Rosjanin zapewnił również Belgrad, że może liczyć na Moskwę - "niezawodnego partnera i przyjaciela".
Putin przywitał w ten sposób serbskich przywódców - prezydenta Borisa Tadicia i premiera Vojislava Kosztunicę - którzy złożyli mu wizytę na Kremlu. Rosyjski prezydent, jako wierny sojusznik Belgradu, zapewniłi również, że niepodległość Kosowa "grozi poważnymi szkodami dla całego systemu prawa międzynarodowego i przyniesie negatywne konsekwencje dla Bałkanów, świata i stabilności w innych regionach".
Moskwa nie ukrywa, że kosowski precedens może wzmocnić, inspirowane i wspierane przez Rosję, ruchu niepodległościowe na obszarze byłych republik radzieckich - w Gruzji i Mołdawii. Miejscowi separatyści od lat powtarzają, że pozytywna międzynarodowa reakcja na suwerenne Kosowo będzie dla nich sygnałem do własnej niepodległości. Jeśli Zachód uzna Kosowo, a nie uzna naszych praw do samodzielności, wykaże się szczytem hipokryzji - rozumują Abchazi, Osetyjczycy i mieszkańcy mołdawskiego Naddniestrza, licząc na wsparcie Rosji.
Rosyjska rura pójdzie przez Serbię
Serbsko - rosyjskie spotkanie na Kremlu było również okazją do zacieśnienia współpracy energetycznej obu krajów. Po Bułgarii także Serbia włączyła się za namową Moskwy w budowę gazociągu South Stream, którym w przyszłości do Europy Zachodniej, omijając Polskę i Ukrainę, popłynąć ma gaz z Azji Centralnej. Główną rolę w projekcie wartym 15 miliardów dolarów odgrywa rosyjski Gazprom, który również dziś stał się właścicielem 51 proc. serbskiego monopolu gazowego NIS, przejmując w ten sposób kontrolę nad miejscowym rynkiem energii.
Źródło: Reuters, TVN24