Rosyjski "kret" w polskich służbach?

 
Czy "Profesor" istniał?

W latach 90-tych wysoko w polskim wywiadzie i dyplomacji działał rosyjski szpieg - pisze "Gazeta Wyborcza", której dziennikarze przyjrzeli się świeżo opublikowanej w USA książce byłego oficera rosyjskiego wywiadu.

Siergiej Tretiakow był od 1995 do 2000 r. zastępcą szefa placówki rosyjskiej Służby Wywiadu Zagranicznego w Nowym Jorku. Kierował codziennymi pracami 60 agentów, których Służby - następca radzieckiego KGB - miały w tym mieście. W październiku 2000 r. zniknął.

Agent ze smykałką do pióra

Trzy miesiące później okazało się, że nadal jest w USA - ale już pod opieką FBI. Amerykański kontrwywiad twierdził wówczas, że Tretiakow to najważniejszy od dziesięcioleci rosyjski szpieg, który przeszedł na ich stronę. Nic więc dziwnego, że Amerykanie trzymali go w ukryciu przez kilka lat. W końcu skontaktowali

Nasz wywiad zgodził się wówczas otworzyć kanał partnerski z polskim wywiadem w Warszawie Siergiej Tretiakow

Efekt tej współpracy to książka "Comrade J" ("Towarzysz J"), która od kilku dni jest w księgarniach w USA. Były oficer wywiadu opisuje w niej szpiegów, których Rosjanie zwerbowali w USA wśród obcych dyplomatów, polityków czy biznesmenów. Wspomina m.in. Eldara Kuliewa, ambasadora Azerbejdżanu przy ONZ, a przy okazji oficera KGB i potem rosyjskiego wywiadu. Podaje również nazwiska prawie wszystkich rosyjskich korespondentów prasowych w USA, którzy współpracowali z wywiadem.

"Profesor" donosi

W kilku wypadkach Tretiakow nie ujawnia jednak tożsamości szpiegów. Tak jest też ze sprawą polskiego dyplomaty. Z treści książki wynika, że przekazujący informacje Rosjanom Polak pracował w ONZ, ale niewykluczone, że był mógł być dyplomatą w konsulacie RP w Nowym Jorku. Rosjanie nadali mu kryptonim "Profesor".

Ten starszy już człowiek, którego większość kariery przebiegła w PRL, miał - jak twierdzi Tretiakow - silne poczucie lojalności wobec Rosji. "Profesor" miał być dla Rosji "niezwykle wartościowym szpiegiem". Wrócił do Polski z placówki w USA między 1996 a 1999 r.

Po kolejnym roku Tretiakow dowiedział się z depeszy od centrali w Moskwie,

Wydaje mi się nieprawdopodobne, żeby Amerykanie nie powiedzieli nam o kimś takim. A przecież w 1990 r. przysłali nam listę 12 osób, co do których mieli wątpliwości, czy nie będą pracować dla Rosjan, i ci ludzie nie zostali przyjęci do wywiadu Gromosław Czempiński

Tretiakow uważa, że Polak "dostarczał bardzo cenne informacje i z tego, co wiem, nigdy nas nie okłamał". Twierdzi, że polski agent przekazywał Rosji informacje o USA i innych sojusznikach z NATO, bo "chciał Rosji pomóc". "Profesor" nie informował o Polsce, więc Tretiakow uważa, że nie zdradził on swej ojczyzny.

Polacy: niemożliwe

O książce Earleya i Tretiakowa "Gazeta Wyborcza" rozmawiała z kilkoma osobami, które w ostatnich kilkunastu latach były blisko kierownictwa polskich służb specjalnych. Jedna z nich twierdzi, że "taki człowiek istnieje, ale fakty są zupełnie inne niż przedstawione w książce". Dwie inne nigdy o sprawie nie słyszały, choć - jak mówią - powinny, gdyby coś było na rzeczy.

Źródła "GW" twierdzą, że Amerykanie nigdy w ostatnich latach nie informowali polskich służb o agencie rosyjskich służb w Warszawie. A Amerykanie wiedzieli o rewelacjach Tretiakowa, bo musiał on otrzymać zgodę FBI i CIA na opublikowanie książki.

Rozmówcy "Gazety" podkreślają, że nie wszystkie informacje Tretiakowa trzymają się kupy. Tretiakow twierdzi np., że "Profesor" został oficerem kontaktowym między UOP a Rosjanami między 1997 a 2000 r. Tymczasem od 1995 r., gdy premier Józef Oleksy został oskarżony o współpracę z wywiadem rosyjskim, kontakty między obydwiema służbami zostały zamrożone, a oficerowie łącznikowi pojawili się dopiero w 2004 r.

ABW sprawdzi

- W tej historii jest albo celowy element dezinformacji, albo autor koloryzuje, żeby uatrakcyjnić swoją opowieść - uważa gen. Henryk Jasik, który w latach 90-tych kierował polskim wywiadem, dodając, że polskie służby powinny uważnie przeanalizować książkę.

- Wydaje mi się nieprawdopodobne, żeby Amerykanie nie powiedzieli nam o kimś takim. A przecież w 1990 r. przysłali nam listę 12 osób, co do których mieli wątpliwości, czy nie będą pracować dla Rosjan, i ci ludzie nie zostali przyjęci do wywiadu - wspomina inny szef wywiadu Gromosław Czempiński.

Szef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego Krzysztof Bondaryk, po rozmowie z "GW", zapowiedział, że Agencja sprawdzi rewelacje Rosjanina.

Źródło: PAP, tvn24.pl