- Ze strony OBWE trwa otwarty sabotaż naszych propozycji wspólnego monitorowania wyborów na wzajemnie akceptowanej wspólnej podstawie - w ten sposób rzecznik rosyjskiego ministerstwa spraw zagranicznych skomentował wypowiedzi OBWE, które zarzuca Moskwie utrudnianie pracy obserwatorom.
Biuro Instytucji Demokratycznych i Praw Człowieka ODIHR, najważniejsza europejska organizacja nadzorująca wybory, ostrzegła w środę, że wycofa się z monitorowania wyznaczonych na 2 marca wyborów prezydenckich w Rosji, jeśli Moskwa nie zgodzi się na rozpoczęcie misji od przyszłego tygodnia. - Mamy mandat do długoterminowej obserwacji. Wybory to nie tylko to, co dzieje się w dniu elekcji - oświadczył rzecznik ODIHR Curtis Budden.
Budden dodał, że strona rosyjska została poinformowana o możliwości wycofania misji OBWE, jeśli nie będzie zgody na przybycie do Rosji w przyszłym tygodniu 20 obserwatorów. Rzecznik wyjaśnił, że Moskwa zezwoliła obserwatorom na wjazd 28 lutego, a więc nie będą mogli oni odpowiednio przygotować się do monitorowania wyborów.
Budden zaapelował też, by Rosja zniosła ograniczenia zarówno w kwestii liczby obserwatorów, jak i czasu, który mają na obserwację. Rzecznik przypomniał, iż podobne restrykcje nałożone przez władze Rosji podczas grudniowych wyborów parlamentarnych sprawiły, że OBWE odwołała misję informacyjną.
Rosjanie oburzeni
Członek rosyjskiej Centralnej Komisji Wyborczej Igor Borisow w czwartek odpowiedział na zarzuty: - Rosja była i będzie suwerennym państwem, mającym prawo do określania modelu i formatu monitoringu na swoim terytorium. Zaznaczył, że "tak będzie dopóty, dopóki na mocy międzynarodowych aktów prawnych nie zostaną ustanowione inne zasady". W poniedziałek Rosja poinformowała, że na wybory prezydenckie zaprosiła 400 obserwatorów z zagranicy, w tym tylko 70 z OBWE.
Źródło: Reuters, PAP, TVN24