Największe od upadku ZSRR manewry floty na Atlantyku były kolejnym pokazem siły rosyjskiej armii. Kreml konsekwentnie dąży do przywrócenia jej dawnej świetności, a generałowie i politycy straszą Zachód wojną atomową. Czy rzeczywiście jest się czego obawiać?
21 stycznia na północnym Atlantyku rosyjskie okręty wojenne wystrzeliły pierwsze pociski rakietowe, a z lotniskowca „Admirał Kuzniecow” poderwały się myśliwce Su-33 i Su-25. W ten sposób rozpoczęły się wspólne manewry okrętów Flot Czarnomorskiej i Północnej – pierwsze na taką skalę w postsowieckiej Rosji.
Ważnym elementem ćwiczeń na Atlantyku było współdziałanie okrętów i lotnictwa morskiego z lotnictwem strategicznym (czyli przenoszącym broń jądrową) Sił Powietrznych Rosji. Oprócz lotniskowca, w ćwiczeniach uczestniczyły dwa niszczyciele, okręty pomocnicze, a przede wszystkim okręt flagowy Floty Czarnomorskiej krążownik „Moskwa”.
Back in the U.S.S.R...
...śpiewała 40 lat temu „czwórka z Liverpoolu”. Dziś jest to motyw przewodni w polityce obronnej Kremla. Putin i jego generałowie podjęli w ostatnich miesiącach szereg decyzji służących przywróceniu utraconej po 1991 r. reputacji jednej z najsilniejszych armii świata.
Jedną z bardziej spektakularnych było przywrócenie latem 2007 r. regularnych lotów patrolowych bombowców strategicznych Tu-95 i Tu-160. Potem Kreml zawiesił udział Rosji w CFE, międzynarodowym traktacie ograniczającym zbrojenia. Histerycznie zareagował na plany rozmieszczenia w Polsce i Czechach elementów amerykańskiej tarczy antyrakietowej, grożąc np. rozmieszczeniem nowych pocisków taktycznych Iskander-M w pobliżu polskiej granicy.
Wojownicza retoryka ma dwa zasadnicze cele.
Po pierwsze, Kreml „pobrzękując szabelką” usiłuje zmiękczyć stanowisko Zachodu i wzmocnić własną pozycję przetargową w kluczowych dla Moskwy sprawach politycznych.
Kiedy będziemy mieli silną flotę, wyposażoną w dobre, nowoczesne okręty, każdy będzie musiał odnosić się do nas z respektem Miedwiediew o flocie
Po drugie, współczesny militaryzm rosyjski skierowany jest na użytek wewnętrzny. To podstawowy element odbudowy dumy narodowej i imperialnej mentalności Rosjan.
Rdzewiejąca armia
Spektakularne, bardziej medialne niż militarne, pomysły mają przysłonić faktyczny stan rosyjskiej armii - mało przypominający wersję oficjalną. Np. flota wojenna na papierze niemal dorównuje US Navy (ok. 300 okrętów). W rzeczywistości, liczba gotowych do walki jednostek nie przekracza... 20. Niewiele lepiej jest z okrętami podwodnymi, w ciągu ostatniego roku co piąty stracił zdolność ćwiczebną. Przyczyna? Fatalny stan techniczny - średni wiek rosyjskich jednostek podwodnych to ponad 20 lat.
Współczesna armia rosyjska wciąż ma na stanie masy uzbrojenia produkcji radzieckiej, w większości częściowo lub całkowicie niezdatnego do użycia. Choć kraj zalewa fala petrodolarów, przemysł zbrojeniowy ma ogromne kłopoty z produkcją broni opartej na nowych technologiach. Stare modele świetnie sprzedają się na świecie, ale z tym, czego rosyjska armia najbardziej potrzebuje, np. pociskami Topol-M i Buława, czy okrętami podwodnymi klasy „Jurij Dołgorukij”, nie jest już za dobrze.
Reformy w armii: skarpety zamiast onuc
Słabością rosyjskiego wojska jest też z pewnością niskie morale żołnierzy. Wiele mówi o nim statystyka zgonów w roku 2007. Armia straciła w tym czasie blisko 400 żołnierzy w tzw. sytuacjach nie-bojowych. Połowa z tych strat to samobójstwa. „Fala” w rosyjskim wojsku, czyli tzw. diedowszczina budzi postrach wśród młodych Rosjan, którzy imają się wszelkich metod, aby tylko nie „pójść w kamasze”.
Jak mechanikowi, który serwisuje nowy Su-34 wart 30 mln dolarów, można płacić 240 dolarów miesięcznie? Jak mechanikowi, który serwisuje nowy Su-34
Putin wolał wydać 600 mln dolarów na nowe umundurowanie armii – osobiście akceptował nowe wzory. A całkiem niedawno w rosyjskim wojsku tradycyjne onuce zastąpiono skarpetami.
Atomowe mity i fakty
W grudniu szef Sztabu Generalnego gen. J. Bałujewski ostrzegał, że rosyjski system wczesnego ostrzegania (SPRN) może pomylić amerykański pocisk przechwytujący, wystrzelony z Polski w celu zniszczenia nadlatującej rakiety irańskiej z amerykańskim atomowym pociskiem typu Minuteman-3, bo oba są do siebie podobne. Wywołałoby to, zdaniem generała, “automatyczną” odpowiedź rosyjską – kontratak atomowy.
Tzw. walizka atomowa to tylko zabawka dla polityków. Jeśli wojna atomowa kiedykolwiek wybuchnie, nie stanie się to z powodu pomyłki, ale będzie to końcowy efekt długiego i uzasadnionego kryzysu wojskowo-politycznego walizka atomowa
Tak jednak nie jest - zapewnił emerytowany generał M. Kolesnikow, szef Sztabu Generalnego w latach 1992-96. Jego zdaniem, zmasowana odpowiedź atomowa Rosji na pojedyncze wystrzelenie pocisku rakietowego jest po prostu niemożliwa - zbyt złożony i pełny zabezpieczeń jest system uruchomienia takiego uderzenia w Rosji.
Zamieszanie wywołała też wypowiedź Bałujewskiego z 19 stycznia o gotowości do prewencyjnego wykorzystania broni jądrowej. Na pierwszy rzut oka wygląda to na poważną groźbę, do jakiej nie posuwał się nawet ZSRR. W rzeczywistości nie wnosi nic nowego.
Kluczowym fragmentem wypowiedzi są bowiem słowa “...w przypadkach określonych doktryną FR”. Obowiązująca doktryna obronna Rosji z 2000 r. mówi zaś, że te przypadki to atak atomowy wroga lub zmasowana ofensywa konwencjonalna na Rosję i jej sojuszników. Instalacja elementów tarczy antyrakietowej w Polsce do tej kategorii z pewnością się nie zalicza.
Źródło: tvn24.pl, mil.ru, Interfax, RIA Nowosti
Źródło zdjęcia głównego: Archiwum TVN