Przyjaciele 24-letniego Polaka, który zginął od kul amerykańskiej policji nie wierzą, że mężczyzna mógł terroryzować siekierą ulice Des Plaines w stanie Illinois.
Jak donosi portal "Fakty Chicago", policjanci interweniowali w domu Krzysztofa K. po tym, jak padły tam strzały. Kiedy przybyli na miejsce, 24-latek był uzbrojony w siekierę. Miał terroryzować okolicę. Policjanci próbowali go obezwładnić.
Bezskutecznie. Jak informuje portal, mężczyzna z siekierą w ręku pomimo próśb i ostrzeżeń zaczął biec w stronę oficera. Wówczas policjant oddał w jego kierunku dwa strzały.
W domu Polaka interweniowano już wcześniej
Ranny Polak trafił do Advocate Lutheran General Hospital w Park Ridge. Mimo reanimacji zmarł.
Policja wszczęła już śledztwo w sprawie incydentu. Funkcjonariusz, który oddał śmiertelne strzały, pracuje w policji 10-lat. Został wysłany na urlop administracyjny do czasu zakończenia dochodzenia.
Komendant policji w Des Plaines Jim Prandini poinformował, że nie była to pierwsza interwencja w domu Polaka.
Współlokator się zastanawia
Przyjaciele Polaka jednak nie wierzą w to, że Krzysztof K. biegał po okolicy z siekierą. 27-letni Krystian, współlokator zastrzelonego, w rozmowie z portalem "Fakty Chicago" twierdzi, iż śmierć K. to pomyłka, chociaż przyznaje, że samego zdarzenia nie widział.
Mężczyzna twierdzi, że znał zmarłego od ponad dekady i był o on "człowiekiem o dobrym sercu, łagodnym i uczynnym".
Współlokator zastanawia się również dlaczego nie oddano strzału ostrzegawczego i dlaczego nie postrzelono go np. w rękę lub w nogę, tylko od razu dostał strzały w klatkę piersiową.
Źródło: faktychicago.com
Źródło zdjęcia głównego: faktychicago.com