Australijskie linie lotnicze Qantas, które od soboty prowadzą strajk, odwołały w niedzielę kolejnych 447 lotów, pozostawiając na lodzie ponad 68 tysięcy pasażerów. -Przepraszamy wszystkich, których to dotknęło. Ale nie mieliśmy wyboru - powiedział dyrektor linii, Alan Joyce. Wiceszef Australijskiego Związku Pilotów ocenił akcję jako "cyniczny akt szaleństwa".
Już w sobotę Qantas uziemiło ponad 100 swoich samolotów. W niedzielę nie odbędzie się kolejnych 447 zapowiadanych lotów - międzynarodowych i krajowych, co może dotknąć nawet 68 tysięcy pasażerów. Strajk ma potrwać aż do osiągnięcia porozumienia przez zarząd Qantas oraz związki zawodowe pilotów i personelu naziemnego; od poniedziałku pracownicy mają nie przychodzić do pracy i nie będzie im naliczane wynagrodzenie.
Personel Qantas domaga się podwyżek i lepszych warunków pracy, obawia się też, że ich stanowiska będą przenoszone za granicę.
- Przepraszam wszystkich pasażerów, których dotknął ten strajk. Ale nie pozostawiono nam wyboru - powiedział dyrektor linii, Alan Joyce.
Przywódcy już wylecieli
Australijska premier Julia Gillard wezwała w niedzielę linie do zaprzestania strajku. Powiedziała również, że liczy się ze skutkami, jakie strajk może mieć dla światowej gospodarki.
Strajk dotknął także 17 przywódców państw Commonweatlthu, którzy nie mogli opuścić Australii, mając bilety na loty linii Qantas. Gillard poinformowała, że wszystkim udało się znaleźć alternatywne loty.
Strajk ma jednak jeszcze jeden wymiar: w obecny weekend w Australii odbywa się wyścig konny Melbourne Cup, jedno z najpopularniejszych wydarzeń sportowych kraju, co sprawia, że zwykle samoloty są zapełnione do ostatniego miejsca.
Wiceprzewodniczący Australijskiego Związku Pilotów, Richard Woodward ocenił strajk jako "cyniczny akt szaleństwa". - Alan Joyce zdecydował się dokuczyć pasażerom w najgorszy możliwy sposób - powiedział.
Źródło: Reuters, bbc.co.uk