Rosyjskiej delegacji, która pojawi się 20 stycznia w Gruzji na inauguracji drugiej kadencji prezydenta Micheila Saakaszwilego, nie będzie przewodniczył Władimir Putin - jak chciał Saakaszwili - ale szef dyplomacji Sergiej Ławrow. Ten sam, który we wtorek groził Tbilisi "wyciągnięciem wniosków", jeśli Gruzja wstąpi do NATO.
- Jeśli taka decyzja zapadnie, to Rosja wyciągnie wnioski dotyczące tego, jak w nowych warunkach zapewnić swoje bezpieczeństwo - mówił szef MSZ. Przypomniał, że gdy decydowano o likwidacji rosyjskich baz na terytorium Gruzji, władze w Tbilisi zobowiązały się do ustawowego zagwarantowania, że na terenie Gruzji nie będzie baz wojskowych innych państw.
5 stycznia wraz z wyborami prezydenckimi w przeprowadzono w Gruzji referendum w sprawie akcesji do NATO - 72,5 proc. głosujących poparło ten plan.
Nie tylko NATO
Konflikt na linii Moskwa - Tbilisi nie dotyczy jedynie prawdopodobnej, ale raczej odległej w czasie, akcesji Gruzji do NATO. Stosunki między obu krajami pozostają napięte od 2003 r., gdy na fali tzw. Rewolucji Róż do władzy doszedł prozachodni Micheil Saakaszwili. Wyedukowany w Stanach Zjednoczonych polityk, minister sprawiedliwości za czasów Eduarda Szewardnadzego, za cel swojej prezydentury przyjął zjednoczenie rozczłonkowanego na początku lat 90-tych kraju.
Jednak próby siłowego, ale i dyplomatycznego poskromienia separatystów z Abchazji i Południowej Osetii (udało się jedynie przyłączyć Adżarię) spotykały się, i nadal spotykają, ze zdecydowanie negatywną reakcją Moskwy. Kreml w odpowiedzi na ruchy gruzińskich wojsk, a także słabo tajone wsparcie Tbilisi dla czeczeńskich bojowników, podejmował różne działania "zniechęcające" Gruzinów - odcinał dopływ gazu, zrzucając winę na terrorystów, wprowadzał embargo na gruzińskie produkty lub jawnie przesuwając wojska w kierunku wspólnej granicy.
Bombowce i opozycja
W lecie 2007 r. kryzys gruzińsko-rosyjski osiągnął apogeum. Niezidentyfikowany do tej pory samolot - Saakaszwili twierdził, że rosyjski, w czym wspierali go zachodni eksperci - zrzucił na terytorium Gruzji bombę, która na szczęście nie eksplodowała. Moskwa od początku do końca wypierała się odpowiedzialności za incydent, twierdząc, że cała sprawa była gruzińską prowokacją.
Również w trakcie listopadowych protestów opozycji, które w konsekwencji doprowadziły do wcześniejszych wyborów prezydenckich, z obu stron padały ostre słowa. Prezydencka administracja oskarżała opozycję o branie pieniędzy od Moskwy i reprezentowanie jej interesów, a Kreml rewanżował się kąśliwymi komentarzami na temat "prozachodniej demokracji" w Tbilisi.
Jednak, mimo istnienia ciągle nierozwiązanych dwustronnych problemów, w trakcie w nowej kadencji Saakaszwili chce postawić na odbudowę wzajemnego zaufania. Przynajmniej tak oficjalnie deklaruje tuż przed ponownym zaprzysiężeniem.
Źródło: civil.ge, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24, PAP/EPA