Po zamachach z 11 września amerykańskie lotnictwo bardzo poważnie traktuje zagrożenie ze strony samolotów cywilnych. Dlatego, gdy mała maszyna lecąca w pobliżu posiadłości prezydenta w Camp David przestała odpowiadać na komunikaty radiowe, uruchomiono procedury bezpieczeństwa. Para dyżurujących myśliwców F-15 ruszyła, by przechwycić intruza.
Mały samolot Beechcraft Bonanza miał według planu przelecieć niedaleko prezydenckiej posiadłości w Maryland. Jednak podczas lotu przerwał łączność radiową z kontrolą naziemną i lekko zboczył z kursu. W pewnym momencie samolot przekroczył granicę 18 kilometrowej strefy bezpieczeństwa wokół Camp David.
- Na wszelki wypadek kontrolerzy zdecydowali o przechwyceniu - powiedziała rzeczniczka NORAD-u (Dowództwo Obrony Północnoamerykańskiej Przestrzeni Powietrznej i Kosmicznej). W kierunku małego cywilnego samolotu skierowano patrolującą okolicę parę myśliwców F-15. Odrzutowce szybko odnalazły intruza i piloci wojskowi odeskortowali cywila na najbliższe lotnisko. Federalna Administracja Lotnictwa określiła wydarzenia jako incydent i "zabłądzenie pilota", którego danych nie ujawniono.
Podczas całej akcji w Camp David przebywał Barack Obama wraz z rodziną. Prezydencka para wraz z córkami przyjechała tam na weekend, aby świętować 10 urodziny Sashy. To 17 wizyta Obamy w Camp David, które zdecydowania nie jest w jego łaskach. Po takim samym okresie swojej prezydentury G. W. Bush odwiedził Camp David już 62 razy. Michelle Obama powiedziała mediom, że jej mąż czuje się człowiekiem miasta i nie przepada za wiejską posiadłością.
Źródło: Reuters
Źródło zdjęcia głównego: USAF