- Nie zamierzam stanąć na czele nowego gabinetu - oświadczył Romano Prodi, który podał swój rząd do dymisji. W czwartek w Senacie przegrał on głosowanie nad wotum zaufania.
- Nie mogę być tą osobą, która wypełni misję kierowania rządem do spraw reform - powiedział Prodi po naradzie z udziałem polityków największego ugrupowania rządzącej dotąd centrolewicowej koalicji - Partii Demokratycznej.
Wyjaśniał, że "jeśli przegra się w parlamencie, nawet jednym głosem, znaczy to, że ten układ przegrał". Pytany o przyszłość powiedział krótko: "Będę dziadkiem".
Jeśli przegra się w parlamencie, nawet jednym głosem, znaczy to, że ten układ przegrał. Romano Prodi
Po dymisji rządu Prodiego najprawdopodobniej powołany zostanie "rząd techniczny", który zajmie się reformą instytucjonalną i zmianą ordynacji wyborczej. W tej sprawie konsultacje z przedstawicielami ugrupowań politycznych prowadzi prezydent Giorgio Napolitano.
Tymczasem przedstawiciele prawicy, szczególnie Silvio Berlusconi, domagają się rozpisania przedterminowych wyborów. - Nie ma sensu tracić czasu - skomentował dwukrotny premier i lider Forza Italia propozycję, by najpierw zreformować system wyborczy.
Dlaczego Prodi odszedł?
Kryzys rządowy wybuchł we Włoszech po wyjściu z koalicji małej, centrowej partii Udeur byłego ministra sprawiedliwości Clemente Mastelli. Podał się on do dymisji w związku tym, że wraz z żoną został objęty śledztwem w sprawie korupcji, protekcji i mianowania swoich kandydatów w publicznej służbie zdrowia w Kampanii, na południu Włoch.
Wtedy doszło do głosowania nad wotum zaufania w obu izbach parlamentu. W środę centrolewicowy rząd uzyskał wotum zaufania w Izbie Deputowanych, w czwartek przegrał w Senacie stosunkiem głosów 161 do 156.
Źródło: PAP, tvn24.pl