Nie ma śladów wskazujących na to, że był to zamach terrorystyczny - podają kenijskie władze. Wielki pożar lotniska w Nairobi sparaliżował jego działanie i poważnie zdezorganizował loty nad Afryką Wschodnią. Według najnowszych danych, nikt nie ucierpiał. Problemy z wylotem z Kenii mają teraz między innymi Polacy.
Władze lotniska w Nairobi w oficjalnym komunikacie potwierdziły, że pożar uszkodził halę przylotów międzynarodowych oraz jeden z terminali w hali odlotów. Ogień został już opanowany i według oficjalnych danych, nie ma ofiar ani osób poszkodowanych.
Oficjalnie to nie był zamach
Nie wiadomo, co było przyczyną pożaru. Świadkowie opowiadali, że chmury dymu były widoczne z dużej odległości, a ewakuowani pasażerowie obserwowali akcję strażaków z chodnika przed lotniskiem, trzymając w rękach bagaże. Z relacji pasażerów wynika, że w hali odlotów pojawił się dym, a chwilę później stanęła ona w płomieniach.
Przedstawiciele kenijskich służb bezpieczeństwa zapewniają, że nie był to zamach terrorystyczny. W miejscowych mediach pojawiły się spekulacje, czy pożar nie był "upamiętnieniem" krwawego zamachu bombowego na placówki dyplomatyczne USA, który miał miejsce dokładnie 15 lat temu.
Wszystkie samoloty lecące do Nairobi zostały przekierowane na inne lotniska. Zniszczony przez ogień port lotniczy jest najbardziej ruchliwym w Afryce Wschodniej i stanowi bardzo ważne ogniwo w komunikacji powietrznej w tym regionie. Jego paraliż to poważny problem. Kenijskie władze zapewniają, że prowizorycznie działanie lotniska zostanie wznowione jeszcze w środę wieczorem.
Na lotnisku mogą być Polacy
Z sygnałów, jakie dotarły do TVN24 wynika, że z lotniska mieli dzisiaj odlatywać Polacy, którzy uczestniczyli w wyprawie na Kilimandżaro. Informacje takie przekazała redakcji Kontaktu 24 Jolanta Stachura, znajoma turystów. Na miejscu ma panować chaos informacyjny. Brakuje jasnego przekazu co do tego, jak linie lotnicze mają zamiar postąpić z pasażerami, których pożar pozbawił możliwości odlotu. Według Stachury, jej znajomi jechali autobusem na lotnisko, ale z powodu chaosu wywołanego pożarem, w Nairobi wytworzyły się wielkie korki. Aleksander Kropiwnicki z polskiego konsulatu w Nairobi twierdzi, że nie otrzymał jeszcze żadnych informacji o polskich pasażerach, zapewniał jednak, że konsulat jest gotowy, aby nieść wszelką pomoc, jaka będzie potrzebna. Konsulat jest w stałym kontakcie z liniami lotniczymi, aby zbadać, jaką pomoc mogą one zapewnić pasażerom. Placówka podkreśla, że lotnisko zamknięte jest do odwołania, więc pasażerowie powinni jak najszybciej kontaktować się ze swoimi biurami podróży, aby móc jak najszybciej wrócić do domu.
Autor: kg,mk\mtom\jk / Źródło: PAP, Reuters, TVN24