Ceny paliw rosną, gospodarka zwalnia, a firmy zwalniają pracowników - skutki kryzysu gospodarczego dotykają najbardziej miejsce, gdzie to wszystko się zaczęło - w USA. Pogarszająca się sytuacja popycha Amerykanów do coraz bardziej desperackich kroków, takich, jak napady na bank.
Jak podaje dziennik „USA Today”, przez wiele amerykańskich miast przetacza się fala napadów bankowych, którą przynajmniej część ekspertów wiąże z pogarszającą się koniunkturą gospodarczą.
– Myślę, że ma na to istotny wpływ stan gospodarki – uważa dyrektor ds. bezpieczeństwa Bank of America i były wiceszef działu kryminalnego FBI Chris Swecker. Według Sweckera liczba napadów w całym kraju gwałtownie wzrasta; tylko w przypadku jego banku, który ma w USA ponad 6 tysięcy oddziałów, zwiększyła się w ciągu roku o 17 procent.
Czarno na białym
Rzecznik FBI Bill Carter podważa jednak twierdzenia Sweckera. Jego zdaniem, trudno mówić o ogólnokrajowym trendzie. Ostatnie dane FBI wskazują wręcz na ogólny spadek tego rodzaju przestępstw w całym kraju – jedyny problem w tym, że jak sam przyznaje Carter, dane te pochodzą z 2006 roku.
Tymczasem bieżące raporty napływające z niektórych regionów świadczą o nagłym wzroście liczby napadów. W Los Angeles miało w tym roku miejsce już 189 skoków na bank, o 33 więcej niż w podobnym okresie 2007 r. W San Francisco wzrost ten sięgnął ponad 50 procent. W Nowym Orleanie, gdzie przez cały rok odnotowano 27 napady, tylko w pierwszych pięciu miesiącach tego roku było ich 22. Ale niechlubnym rekordzistą jest teksańskie Houston: w zeszłym roku było ich ponad dwukrotnie więcej niż w 2006, a w tym zostanie zapewne pobity kolejny niechlubny rekord.
W 2006 roku rabusie wynieśli z amerykańskich banków ponad 72 miliony dolarów, z czego zaledwie 15 procent udało się odzyskać. Przeciętna wysokość łupu to około 10 tysięcy dolarów.
Źródło: Rzeczpospolita
Źródło zdjęcia głównego: TVN24