Do potężnej eksplozji doszło we wtorek późnym wieczorem w zakładach chemicznych w miejscowości Ritterhude, w pobliżu Bremy na północy Niemiec. Jak poinformowała miejscowa policja, ciężko ranna została jedna osoba.
Do eksplozji doszło w zakładach zajmujących się utylizacją odpadów, a nie - jak wcześniej podawano - w fabryce farb i lakierów. Jak poinformował rzecznik tamtejszej policji Marcus Neumann, jednego z pracowników zakładów uznano za zaginionego. Jedna osoba została ciężko ranna. Ma oparzenia trzeciego stopnia.
Niewykluczone jednak, że chodzi o tę samą osobę - wyjaśnił rzecznik.
Jak poinformowały lokalne władze, kilkudziesięciu mieszkańców okolicznych domów doznało niegroźnych obrażeń ciała, a wielu - także szoku.
350 strażaków na miejscu
Wybuch, który było słychać w odległości wielu kilometrów, a później pożar niemal całkowicie zniszczyły budynki zakładowe. Eksplozja uszkodziła również około 40 pobliskich domów, w tym wiele mieszkalnych. Fala uderzeniowa wyrywała okna, drzwi, a nawet zrywała dachy. Ewakuowano mieszkańców domów, które grożą zawaleniem. Na miejscu było około 350 strażaków, policjantów i ratowników. Po czterech godzinach strażakom udało się opanować pożar, ale gaszenie ognia potrwa jeszcze kilka godzin. Lokalne media poinformowały, że strażacy nie odkryli w powietrzu żadnych toksycznych oparów. Władze poleciły jednak mieszkańcom 15-tysięcznego Ritterhude, by pozostali w domach i nie otwierali okien. Nie wiadomo jeszcze, co było przyczyną eksplozji.
Autor: nsz//rzw / Źródło: PAP, radiobremen.de
Źródło zdjęcia głównego: EPA