Ponad dwa tysiące turystów zostało ewakuowanych z hoteli na greckiej wyspie Rodos. Wśród nich jest grupa Polaków, która została musiała opuścić hotel w miejscowości Kiotari na wschodnim wybrzeżu wyspy - informuje dziennik.pl. Część osób trafiła do innych hoteli. Ci, dla których zabrakło tam miejsc, będą musieli spać w miejscowych szkołach.
Najpierw kilkudziesięcioosobowa grupa Polaków z hotelu Miraluna uciekała na plażę. Jednak po pewnym czasie musieli do niego wrócić, bo dym na wybrzeżu tak zgęstniał, że nie było czym oddychać. Niektórzy Polacy pobiegli jeszcze do swoich pokojów, żeby zabrać potrzebne rzeczy.
Po dwóch godzinach po urlopowiczów przyjechały autokary.
Jak poinformował przedstawiciel miejscowych władz trzy hotele zostały ewakuowane "na wszelki wypadek", głównie z powodu zadymienia. Jak dodał, turyści zostali zabrani na pobliskie wybrzeże i pozostaną tam dopóki zadymienie nie zmniejszy się. - Warunki już się poprawiły i możliwe, że turyści wrócą do hoteli jeszcze przed nocą - oznajmił.
Pożary na Rodos trwają już od czterech dni. Z krajów UE, m.in. z Francji, Włoch i Cypru, przybywają samoloty do walki z żywiołem. Silne wiatry utrudniają walkę z pożarem. Zmaga się z nim 160 strażaków i 100 żołnierzy.
W zeszłym roku w Grecji rekordowe upały doprowadziły do pożarów, w których zginęło 77 osób i zniszczonych zostało 270 tysięcy hektarów lasów i upraw.
Źródło: Dziennik.pl, PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA