Ponad pół miliona domów bez prądu, zatrzymane pociągi, chaos na lotniskach. To skutki wichur, jakie w sobotę wieczorem nawiedziły północny-wschód Stanów Zjednoczonych. Oprócz zniszczonych domów, połamanych drzew i przerw w dostawach prądu władze zmagają się z ulewnymi deszczami i topniejącym śniegiem, które grożą powodziami.
Wiatr wiejący z prędkością ponad 100km/h niszczy domy i przewraca linie wysokiego napięcia. Prąd nie dociera do dużej części stanów Nowy Jork, New Jersey, Pensylwania i Connecticut. Ponad pół miliona odbiorców może zostać bez prądu nawet przez kilka dni.
Stoją pociągi i samoloty
Wichury sparaliżowały też transport publiczny. Przewracające się drzewa zerwały trakcję elektryczną. Wiele pociągów w ogóle nie wyjechało na trasy. Niektóre utknęły w trakcie podróży. Pociągi nie jeżdżą między innymi pomiędzy Nowym Jorkiem a Filadelfią w stanie Pensylwania.
Wiatr paraliżuje też lotniska. Część samolotów musiała zmienić trasy, wiele loty jest mocno opóźnionych.
Władze obawiają się powodzi
W lutym w wielu miastach Nowej Anglii zanotowano rekordowe opady śniegu. Topniejący śnieg i gromadząca się kra spowodowały przekroczenie stanów alarmowych na rzekach wpływających do Atlantyku. Sytuacje dodatkowo pogarszają opady deszczu towarzyszące wichurom.
Władze miejscowości położonych nad rzeką Potomak na wschodzie kraju już szykują worki z piaskiem. Podniesiony stan wód zanotowano także w innych stanach w północno-wschodniej części kraju.
W niedziele silny wiatr z towarzyszącymi mu ulewami ma wiać nadal. Meteorolodzy spodziewają się, że osłabnie on dopiero w poniedziałek.
Źródło: PAP, CNN