Kajakarz pływający po Zatoce Meksykańskiej wyłowił z wody przerażonego psa, dryfującego ponad 800 m od brzegu. Jak się okazało, pies najprawdopodobniej rzucił się do morza po tym, jak jego właścicielka zginęła potrącona przez samochód na nabrzeżu.
Niezwykła historia wydarzyła się w sobotę na Siesta Key, niewielkiej wyspie przylegającej do Florydy. 53-letnia Donna Chen biegała po nabrzeżu ze swoim psem Barneyem. Nagle kobietę potrącił samochód nadjeżdżający z pobliskiej plaży. Kierowca, 22-letni mężczyzna, był kompletnie pijany. Uciekł z miejsca wypadku.
Kobieta zginęła na miejscu, a jej pies uciekł i najprawdopodobniej wskoczył do morza.
Uratowany z morskiej toni
Dryfujące zwierzę zauważył kilka godzin później Rory O'Connor, turysta pływający kajakiem po zatoce. Barney unosił się na wodzie około 800 metrów od brzegu. - Wciągnąłem go do kajaka. Był naprawdę przerażony - opowiada O'Connor, który całą akcję zarejestrował na swojej kamerze.
Mężczyzna zabrał zwierzę na ląd. Podczas wizyty u weterynarza okazało się, że czworonóg ma wszczepiony czip, po którym zidentyfikowano jego właścicielkę - potrąconą kobietę.
Wciąż nie wiadomo dokładnie, jak pies znalazł się tak daleko od brzegu.
22-letni sprawca wypadku został zatrzymany. Zarzucono mu spowodowanie śmierci i umieszczono w areszcie.
Źródło: APTN