Luksusowy statek wycieczkowy "Azamara Quest" z ok. 1000 osób na pokładzie, który przez 24 godziny dryfował po Morzu Południowochińskim w następstwie pożaru, zawinął w niedzielę bezpiecznie do malezyjskiego portu Sandakan na północnym wybrzeżu wyspy Borneo. - Około pięciu okrętów wojennych otacza nasz statek, okrętów armii malezyjskiej - relacjonował wcześniej w niedzielę w TVN24 polski turysta Andrzej Starkiewicz, znajdujący się na pokładzie jednostki.
Widzimy światła portu [Sandakan]. Wszystkie alkohole gratis. Niestety cały rejs będzie skrócony o 12 dni. Andrzej Starkiewicz
W piątek wieczorem wybuchł na nim pożar. Według komunikatu armatora, spółki Azamara Club Cruises, ogień objął jedną z maszynowni, ale został szybko ugaszony. Pięciu członków załogi doznało zatrucia dymem, jednego z nich trzeba będzie hospitalizować. Na pokładzie wycieczkowca znajduje się 590 pasażerów i 411 członków załogi. Nikt z pasażerów nie ucierpiał.
Widzą port
- Nasz statek "Azaramara Quest" płynie niestety z prędkością tylko ośmiu węzłów - relacjonował Starkiewicz, jeszcze w końcowej fazie rejsu, na antenie TVN24. Jak poinformował, na jednostce nie działała klimatyzacja, większość urządzeń było uszkodzonych i spalone były dwa silniki. - Ale ludzie jakby odzyskali dobry humor - podkreślił. - Widzimy światła portu [Sandakan]. Wszystkie alkohole gratis. Niestety cały rejs będzie skrócony o 12 dni - relacjonował sytuację Polak.
Podkreślił też profesjonalnie przeprowadzoną przez "rosyjską brygadę mechaników, świetnych fachowców" akcję gaśniczą. Komplementował profesjonalizm kapitana i całej załogi.
Gdy już pasażerowie znajdą się na lądzie w Sandakanie, zostaną samolotami przetransportowani do Singapuru, a stamtąd do swoich ojczyzn.
Źródło: PAP, TVN24