Pewien mężczyzna w stanie Nowy Meksyk oskarżył swoją dziewczynę, że poddała się aborcji wykupując billboard przy autostradzie. - To byłoby zdjęcie mojego 2-miesięcznego dziecka, gdyby matka nie zdecydowała się go zabić - można przeczytać na plakacie ze zdjęciem. Widać na nim Grega Fultza trzymającego w rękach naszkicowany kontur niemowlaka.
Była dziewczyna Fultza określiła billboard jako formę prześladowania i naruszenie prywatności. Zdaniem niedoszłego ojca korzysta on tylko z prawa zapewnionego mu w pierwszej poprawce do konstytucji USA (nt. wolności słowa). Sprawa trafiła do sądu.
Na posiedzeniu w zeszłym tygodniu sędzia nakazał zdjęcie billboardu do połowy czerwca (wisiał on od połowy maja). Jednak na to nie zgadza się Fultz, którego adwokat powiedział, że gotów jest on iść do więzienia, jeśli to będzie konieczne. - Oto z jaką pasją broni wolności słowa - argumentował prawnik Todd Holmes postawę swojego klienta.
Albo ślub albo...
Zgodnie z jego wersją, gdy 35-letni Fultz i jego 18-letnia dziewczyna dowiedzieli się, że będą mieli dziecko, ona zażądała ślubu. Fultz odmówił. Wtedy dziewczyna zagroziła, że usunie ciążę. Ostatecznie poleciała do Wisconsin i gdy wróciła, już w ciąży nie była.
Nie wyjaśniła, czy dokonała aborcji, ale właśnie tak pomyślał Fultz. Wtedy też zdecydował się na umieszczenie billboardu. Początkowo ten kontrowersyjny pomysł poparła organizacja pro-life z Nowego Meksyku Right to Life Committee. Jednak wycofała się, gdy dostała kilka e-maili, że dziewczyna nie dokonała aborcji lecz poroniła.
Źródło: Reuters
Źródło zdjęcia głównego: fot. internet