Policja w Montrealu w Kanadzie aresztowała 69 osób po tym, jak w weekend wybuchły wielkie zamieszki z udziałem studentów. Ci protestują od kilku tygodni w związku z podwyżką czesnego o 75 proc. we francuskojęzycznej prowincji Quebec.
Ponad 1/3 studentów w Quebecu na ogólną liczbę 155 tys. protestuje w całej prowincji, nie chcąc się zgodzić na podwyższenie opłat za pobieranie nauki o 1625 dol. kanadyjskich (1595 fol. amerykańskich) w skali roku, przez okres pięciu lat.
Wielkie długi, nowe prawa?
Do tej pory okupowali niektóre budynki swoich uczelni, ale w ten weekend wyszli na ulice. Twierdzą, że tak znaczne podwyżki doprowadzą do powstania ogromnych długów, z których przez kolejne lata po studiach nie będą w stanie się "wypłacić".
Policja w największym mieście prowincji - Montrealu - nie przyszła jednak, by dyskutować ze studentami, którzy stworzyli wielką barykadę, a potem ogromne ognisko na jednej z ulic w centrum miasta i ruszyła do walki z protestującymi.
Urzędnicy chcą też wprowadzić w kolejnych dniach prawo mówiące, że każdy, kto będzie organizował uliczny protest skupiający więcej niż 25 osób, powinien o tym poinformować magistrat najpóźniej 8 godzin przed jego rozpoczęciem. Studenci twierdzą, że złamie to ich konstytucyjne wolności i będzie wyrazem nieprzestrzegania praw człowieka.
Protesty mają trwać w kolejnych dniach.
Źródło: Reuters