Barrack Obama wylądował we wtorek wieczorem na lotniku w stolicy Izraela Tel-Awiwie. W planach ma rozmowy zarówno z izraelskim premierem Ehudem Olmertem, jak i z przywódcą Autonomii Palestyńskiej Mahmudem Abbasem. Wizyta zbiegła się z kolejnym zamachem Palestyńczyków oraz przyciągnęła demonstrantów.
Marketing polityczny Demokratów sięgnął Bliskiego Wschodu. Obama przyleciał do Tel-Awiwu samolotem ze swoim sztandarowym hasłem "Zmiany" głównie po to, by walczyć o głosy Żydów w USA.
Kilka godzin przed jego przylotem palestyński zamachowiec zaatakował buldożerem samochody na autostradzie. Zamachowca zastrzelono.
To właśnie do terroryzmu Obama nawiązał w pierwszej rozmowie z przedstawicielami mediów na lotnisku. - To jeszcze jedno przypomnienie o tym, dlaczego musimy pracować w sposób pilny, szybki i zjednoczony, by zwyciężyć terroryzm - powiedział Obama zaraz po opuszczeniu samolotu.
Na kandydata Demokratów czekali w Tel-Awiwie izraelscy zwolennicy Johna McCaina i członkowie Koalicji na Rzecz Zjednoczonego Izraela, którzy uznają Obamę za "chwiejnego" w sprawach Bliskiego Wschodu.
Kandydat Demokratów spotka się w Jerozolimie z premierem Ehudem Olmertem i prezydentem Szymonem Peresem, a następnie pojedzie na Zachodni Brzeg na rozmowy z Mahmudem Abbasem. Obama na piątkowej konferencji w stolicy Jordanii Ammanie obiecywał, że pierwsze dni urzędowania rozpocznie od pomocy w mediacjach izraelsko-palestyńskich.
Źródło: Reuters
Źródło zdjęcia głównego: Reuters