Dwaj zdobywcy Pokojowej Nagrody Nobla, duchowy przywódca Tybetańczyków Dalajlama XIV i prezydent USA Barack Obama spotkają się w czwartek w USA mimo protestu Chin.
Chiny, określające Jego Świątobliwość jako separatystę ostrzegły, że wyciągną z tego konsekwencje, nie określając bliżej, na czym miałoby to polegać.
Nieudane plany Obamy
W zeszłym roku w listopadzie Obama nie spotkał się z dalajlamą, kiedy ten przebywał z wizytą w USA. Był to pierwszy przypadek, gdy amerykański prezydent odmówił spotkania z tybetańskim przywódcą w czasie jego pobytu w USA.
Obamę ostro krytykowano za tę decyzję, komentując ją jako kolejny przykład nic nie przynoszących ustępstw wobec dyktatorskich reżimów. Biały Dom tłumaczył wtedy, że chodzi o gest wobec Chin, chociaż podkreślał, że spotkanie z dalajlamą zostało tylko odłożone na później.
Administracji USA zależało na poparciu Chin dla porozumienia o redukcji gazów cieplarniach na konferencji w Kopenhadze w grudniu. Liczyła również, że Pekin poprze nowe sankcje ONZ przeciw Iranowi, zmierzające do pokrzyżowania nuklearnych planów tego kraju. Chiny jednak nie poparły porozumienia w Kopenhadze, gdzie konferencja zakończyła się fiaskiem. Konsekwentnie odmawiają też poparcia dla sankcji wobec Iranu.
Z kolei ostatnio rząd chiński protestował przeciw sprzedaży przez USA broni Tajwanowi za 6,4 miliarda dolarów. Sprzedaż była realizacją zobowiązań wobec Tajwanu wynikających z ustawy Kongresu.
Zimniej na linii Pekin-Waszyngton
Komentatorzy oceniają, że stosunki USA z Chinami ulegają pogorszeniu. Oprócz broni dla Tajwanu kością niezgody była sprawa włamań do rachunków e-mailowych Google'a należących do chińskich dysydentów; Amerykanie podejrzewają tu ukryte działania władz chińskich. Sekretarz stanu Hillary Clinton potępiła te praktyki, co wywołało gniewną reakcję Pekinu.
Zadawnionym powodem konfliktu jest utrzymywanie kursu wymiany chińskiej waluty na sztucznie niskim poziomie. Waszyngton nalega na jej aprecjację (wzrost wartości waluty krajowej względem waluty zagranicznej), co pozwoliłoby zmniejszyć ogromny deficyt w wymianie handlowej na niekorzyść USA. Chiny nie idą mu na rękę.
Chiny świadomie nie współpracują?
Zdaniem amerykańskich publicystów, m.in. Roberta Samuelsona i Anne Applebaum w "Washington Post", polityka Chin sprowadza się do odmowy współpracy z USA i całą społecznością międzynarodową w rozwiązywaniu kluczowych światowych problemów.
Świadome swej rosnącej mocarstwowej pozycji i czujące się coraz pewniej Państwo Środka nie chce - uważają komentatorzy - podjąć odpowiedzialności za te problemy i pilnuje jedynie własnych interesów. Upadła w ten sposób koncepcja stworzenia nieformalnej osi "G-2" (USA-Chiny)
Chiny są przekonane, że aprecjacja renminbi za bardzo zaszkodzi ich gospodarce, która musi się szybko rozwijać, aby zapewnić miejsca pracy milionom chłopów migrujących do miast. Z podobnych powodów nie chcą ograniczać emisji gazów cieplarnianych, co godzi w przemysł chiński.
Chińczycy nie obawiają się także uzbrojenia Iranu w broń nuklearną, a w każdym razie nie w tym stopniu, jak narażenia na szwank swoich transakcji naftowych z reżimem w Teheranie.
Źródło: PAP