Z kontenerowca, który wpadł na rafę koralową u wybrzeży Nowej Zelandii 5 października, zaczął wyciekać mazut. Potężna jednostka z niewyjaśnionych przyczyn zboczyła z kursu, uderzyła w rafę i się przechyliła. Sytuacja jest poważna, a minister środowiska Nowej Zelandii stwierdził, że "to największa katastrofa ekologiczna na morzu w historii kraju".
Mazut pojawił się we wtorkowy poranek na plażach Wyspy Północnej, jednej z dwóch głównych wysp tworzących Nową Zelandię.
Akcja utrudniona
Dowódca straży przybrzeżnej kierujący działaniami mającymi zabezpieczyć mieszkańców przed skutkami katastrofy, Alex Van Wijnaarden poinformował, że walka trwa, ale duże "placki" mazutu unoszące się wokół statku uniemożliwiają swobodne dotarcie do niego ekipy specjalistów, którzy mogliby zbadać pęknięte zbiorniki.
- Statek w ostatnich godzinach przechylił się lekko do pionu i mamy wrażenie, że zaczął już osiadać na rafie. Niestety wciąż jest za wcześnie, by zbadać go z bliska, dlatego nie wiemy, ile mazutu przedostało się do oceanu. Może to być 130-350 ton - poinformował Alex Van Wijnaarden.
Wzdłuż wybrzeża działają już przyrodnicy, którzy wspólnie ze strażą przybrzeżną starają się ocenić zagrożenie spowodowane katastrofą. Greenpeace oceniło, że duży wyciek mazutu może "poważnie zagrozić" pływającym w tej chwili na południowym Pacyfiku płetwalom błękitnym i delfinom.
Źródło: Reuters