Milicja: Ukrainek z FEMEN-u nie porwano

Aktualizacja:
 
Aktywistki rozebrały się przed siedzibą KGB w MińskuTVN24

Białoruska milicja odmówiła wszczęcia postępowania ws. rzekomego porwania ukraińskich feministek z grupy FEMEN w grudniu - informuje Biełsat. Milicjanci z Jelska, gdzie odnaleziono Ukrainki, nie znaleźli dowodów, które miałyby świadczyć, że faktycznie je porwano.

Jak poinformował rzecznik prasowy homelskiego Zarządu Spraw Wewnętrznych (jemu podlega placówka w Jelsku), milicja o samym porwaniu dowiedziała się z internetu. Na miejsce wysłano milicjantów, a kobiety zostały przesłuchane.

Rzecznik powiedział, że aktywistki nie złożyły zawiadomienia o przestępstwie a przeprowadzona obdukcja nie wykazała obrażeń ciała.

Kobiety są innego zdania

19 grudnia trzy aktywistki z ukraińskiej grupy Femen rozebrały się przed siedzibą KGB w Mińsku. Trzymały w rękach plakaty, które wspierały więźniów politycznych na Białorusi. Protest odbył się w rocznicę rozbicia opozycyjnej demonstracji przeciwko sfałszowaniu wyborów prezydenckich. Innie Szewczenko, Oksanie Szaczko i Aleksandrze Niemczinowej udało się po skończonym proteście uciec. Twierdzą jednak, że tego samego dnia na dworcu autobusowym zostały porwane przez nieznanych mężczyzn i wywiezione 300 km od Mińska do lasu.

Jak mówią kobiety, były wtedy bite, zastraszane i polewane łatwopalną substancją. Później zostały wypuszczone i same trafiły do wsi Bieki. Aktywistki odnaleziono następnego dnia. Na Ukrainę trafiły pod opieką ukraińskiego konsula.

Źródło: Biełsat

Źródło zdjęcia głównego: TVN24