Robert Dziekański zginął w 2007 roku na lotnisku w Vancouver po kilkakrotnym rażeniu paralizatorem. Sprawiedliwości szuka matka Polaka. Kobieta domaga się odszkodowania od Kanadyjskiej Królewskiej Policji Konnej (RCMP), Kanadyjskiej Agencji Służb Granicznych i władz lotniska w Vancouver.
O tym, że Zofia Cisowski pozwała o odszkodowanie kanadyjskie władze, pisze na internetowej dziennik "Vancouver Sun".
Kobieta chce zadośćuczynienia za straty moralne, uszczerbek psychiczny, utratę syna i fakt, że od jego śmierci nie jest w stanie pracować. Pozew został złożony w sądzie w Vancouver w minioną środę. Kanadyjska gazeta podkreśla, że stało się to na tydzień przed drugą rocznicą śmierci syna.
Karygodne, nikczemne, aroganckie
Jak napisała w pozwie matka Polaka, zachowanie RCMP i czterech policjantów stanowiło "nadużycie władzy, było karygodne, nikczemne, opresyjne i aroganckie". Policji konnej zarzucono zaniedbanie, napaść z pobiciem i naruszenie kanadyjskiej Karty Praw.
Władzom lotniska Cisowski zarzuciła, że nie zagwarantowały bezpiecznych warunków jej synowi poprzez oznakowanie odprawy celnej, zapewnienie tłumaczy i działających kamer bezpieczeństwa. Ma też za złe, że pracownicy lotniska nie przekazali od niej komunikatów synowi.
Według pozwu, Agencja Służb Granicznych nie dopełniła z kolei obowiązku udzielenia Dziekańskiemu pomocy.
Paralizator zabił
Do dramatycznych wydarzeń na lotnisku w Vancouver doszło w październiku 2007 roku. Dziekański, który zdecydował się na emigrację do Kanady, miał tam spotkać się ze swoją matką.
Mężczyzna nie znał angielskiego. 11 godzin spędził w strefie międzynarodowych przylotów. W tym czasie nie mógł skontaktować się z matką, która czekała na niego w innym miejscu lotniska.
Wtedy Dziekański zaczął zachowywać się w sposób niezrównoważony - zaczął rzucać przedmiotami znajdującymi się na lotnisku. Polakiem zajęli się funkcjonariusze RCMP, którzy pięciokrotnie razili go paralizatorem. W rezultacie Dziekański zmarł.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Archiwum TVN24