"Dostanie to, co się należy wszystkim zdrajcom narodu serbskiego - kulkę w głowę". M.in. takie słowa były w liście, który według dziennika "Blic" dostał prezydent Serbii Boris Tadić.
"Blic" informuje, że jej dziennikarze widzieli treść listu. "Wy, zdrajcy, powinniście pamiętać, że zdrada narodu i kraju to najpoważniejsze przestępstwo, a je właśnie popełniliście" - napisano w liście. Gazeta informuje, że list wysłano ze Stanów Zjednoczonych, ale w rzeczywistości pochodzi on z Serbii.
Kancelaria prezydenta Tadicia i prokuratura serbska odmówiły potwierdzenia lub zaprzeczenia tym informacjom.
Kampania nienawiści
Groźby przeciwko przedstawicielom najwyższych władz serbskich nasiliły się po podpisaniu we wtorek w Luksemburgu przez wicepremiera Bożidara Delicia w obecności prezydenta Tadicia umowy o stowarzyszeniu i współpracy Serbii z Unią Europejską. Krok ten został określony przez ustępującego premiera Vojislava Kosztunicę i skrajnych nacjonalistów jako "antykonstytucyjny" i "skierowany przeciwko państwu".
"Nie" dla Unii Europejskiej
Siły zgrupowane wokół premiera Kosztunicy zapowiadają, że po wyborach parlamentarnych 11 maja unieważnią podpisanie umowy o stowarzyszeniu i współpracy z UE. Jeden z sojuszników Kosztunicy, Velimir Ilić, nazwał Tadicia "największym zdrajcą w historii Serbii".
Na ulicach Belgradu pojawiły się plakaty, na których prounijni przedstawiciele władz Serbii są określani jako "wrogowie państwa". Przedterminowe wybory w Serbii postrzegane są jako referendum za lub przeciw UE. Rozpisano je po rozpadzie koalicji rządzącej, sprowokowanym ogłoszeniem niepodległości przez Kosowo, dawną prowincję Serbii.
Źródło: PAP, tvn24.pl