Krwawy bilans zamieszek w slumsach stolicy Kenii, Nairobi. Od ciosów maczetami i policyjnych kul zginęło ponad 20 osób.
Bitw między popierającymi urzędującego prezydenta Kikuyu a jego przeciwnikami ze szczepu Luo trwała kilka godzin. W Mathare, stołecznej dzielnicy slumsów, zapłonęły domy. Przeciwnicy bezpardonowo walczyli maczetami, pałkami i kijami.
Reporter z Associated Press był świadkiem śmiertelnego pobicia mężczyzny z plemienia Luo, który wjechał rowerem między grupę Kikuyu. Inny starał się uciec, przytrzymując krwawiący kikut ręki. Odciętą maczetą kończynę grupa młodych mężczyzn umieściła na szczycie barykady blokującej ulicę.
- Zapytali, z jakiego jestem szczepu, ale zanim zdążyłam im powiedzieć, zabrali moją torbę i chcieli mnie uderzyć maczetą. Dzięki Bogu uratowałam się, wzięli tylko wszystko co miałam – relacjonuje kobieta, której udało się uciec z rejonu walk.
W sobotę, mimo zakazu, opozycja wezwała Kenijczyków do kolejnej „pokojowej demonstracji”. Jak poinformowano, tylko w piątek - trzecim i ostatnim dniu nielegalnych demonstracji zwołanych przez kandydata na prezydenta Odingę - od kul policji zginęło 13 osób. W sumie bilans z trzech dni to 41 zabitych.
Krwawe zamieszki w Kenii trwają od grudniowych, sfałszowanych przez ekipę Kibakiego wyborach prezydenckich. Prezydent należy do Kikuyu, największej kenijskiej grupy etnicznej. Jego oponent Raila Odgina jest z Luo. – Zrobimy wszystko, żeby obalić rząd – powiedział reporterowi AP przedstawiciel partii opozycyjnej.
Od grudnia w starciach politycznych i walkach plemiennych w Kenii zginęło ponad 1000 osób - podała opozycja. Opozycja i obrońcy praw człowieka oskarżają policję o stosowanie nadmiernej siły i strzelanie do nieuzbrojonych demonstrantów. Policja odpowiada, że otwiera ogień tylko do szabrowników i uczestników zamieszek.
kaw
Źródło: APTN, PAP
Źródło zdjęcia głównego: EPA\APTN