Brytyjscy podatnicy wydali już ponad 2,2 miliona funtów na sądowe dochodzenie w sprawie śmierci księżnej Diany, natomiast londyńska policja ponad 3,7 milionów, mimo to od 10 lat przyczyna wypadku jest wciąż nieznana.
Dane zostały podane w poniedziałek wieczorem. Podatnicy dowiedzieli się ile i na co zostały wydane pieniądze z ich kieszeni w celu wyjaśnienia przyczyn wypadku w paryskim tunelu Pont d'Alma, w którym zginęła księżna Diana i jej przyjaciel Dody Al-Fajed. Najbardziej kosztowne okazał się zespół prawników, który wspomagał kierującego dochodzeniem sędziego sądu wyższej instancji, Scotta Bakera. Wydano na nich prawie 1,1 miliona funtów. Na drugim miejscu znalazła się sesja wyjazdowa sądu brytyjskiego, który rozpatrywał sprawę wypadku Diany w Paryżu oraz wielokonferencja ze świadkami zdarzenia z Francji i innych krajów. Wydano na to 370 tysięcy funtów. Wcześniejsze postępowania policji brytyjskiej kosztowały ponad 3,7 miliona funtów.
Efekt dochodzenia
Śledztwo, które trwa już ponad dziesięć lat nie przyniosło żadnych znaczących rezultatów. W zeszłym roku sędzia Scott Baker orzekł, że wypadek nie został spowodowany przez inne auto, które miało rzekomo zderzyć się z samochodem wiozącym Dianę i jej przyjaciela. Wcześniej istniało przypuszczenie, że kraksę spowodował paparazzi Jamesa Andersona prowadzący inny samochód.
W sprawie wypadku zeznawać będzie jeszcze były szef brytyjskiego wywiadu, Richard Dearlove. Był on szefem działu operacyjnego tajnych służb w latach 1999-2004. Zdecydował się zeznawać, aby odeprzeć wszelkie zarzuty kierowane w jego stronę, między innymi przez ojca Dodiego Al-Fajeda, jakoby miał jakiś udział w spowodowaniu kolizji.
Ojciec Dodiego, Mohamed al-Fajed, zawsze twierdził, że jego padł ofiarą morderstwa. Nie wierzy, że był to zwyczajny wypadek samochodowy. Jego zdaniem to właśnie służby specjalne na zlecenie brytyjskiego dworu królewskiego dokonały zabójstwa.
Źródło: PAP, tvn24.pl