24-letnia Amerykanka popełniła serię błędów, które niemal przypłaciła życiem pod kołami rozpędzonego pociągu towarowego. Najpierw na przejeździe kolejowym skręciła przez pomyłkę na tory, na których utknęła. Potem uparcie starała się uratować swój samochód i pomimo nalegań pasażera oraz świadków zwlekała z ucieczką. Z auta wysiadła kilka sekund przed tym, zanim zostało zmiażdżone przez pociąg.
24-letnia Monique Dyton jechała z swoją 22-letnią siostrą Christiną Johnson przez Newark w stanie Delaware. Około godziny czwartej nad ranem czasu miejscowego wjechała na przejazd kolejowy. Z nie do końca jasnych przyczyn po minięciu szlabanu skręciła w prawo, myląc tory z drogą. Jej samochód niemal natychmiast utknął. Podwozie oparło się o szyny, a koła zawisły w powietrzu.
22-latka wysiadła z samochodu i próbowała go popchnąć, gdy jej starsza siostra starała się ruszyć auto zza kierownicy. Po chwili dołączyło do nich dwóch mężczyzn, którzy przejeżdżali obok ciężarówką. Pomimo wysiłków całej czwórki, honda 24-latki nie drgnęła. Po chwili uruchomiły się sygnały ostrzegawcze i opuszczać szlabany.
Pomagający kobietom mężczyźni zaczęli krzyczeć, aby uciekały, po czym sami uciekli. Młodsza siostra poszła w ich ślady, ale 24-letnia Monique zwlekała niemal do ostatniej chwili. Ostatecznie pociąg uderzył w samochód kilka sekund po tym, jak kobieta go opuściła. Siła uderzenia była tak wielka, że jedna trzecia auta zniknęła. Pociąg pchał przed sobą wrak kilkaset metrów.
Ostatecznie nikomu nic się nie stało. Przedstawiciele władz lokalnych zapowiedzieli, że przyjrzą się przejazdowi przez tory, na którym doszło do wypadku. Jego układ ma być podobno skomplikowany i Monique Dyton nie była ponoć pierwszą, która się na nim "zgubiła".
Źródło: abclocal.go.com