- Pływy były silne, a temperatura wody bardzo niska. Nie było ani jednej łodzi ratunkowej - powiedział dziennikarzom 69-letni kapitan zatopionego promu Sewol Li Czon Sok. Skuty kajdankami dowódca bronił się przed zarzutami, że opóźniał ewakuację statku, przyczyniając się do śmierci 29 osób. Nadal poszukiwanych jest ponad 270 osób.
Kapitan odpowiadał na pytania dziennikarzy w sobotę rano po wyjściu z przesłuchania. Obok niego wystąpiły jeszcze jego dwaj podwładni także skuci kajdankami.
- W pierwszej chwili poleciłem pasażerom opuścić prom, ale potem kazałem im zostać, bo nie było szalup ratunkowych - powiedział kapitan, odpowiadając na zarzut opóźniania ewakuacji.
- Pływy były silne, a temperatura wody bardzo niska. Nie było ani jednej łodzi ratunkowej - dodał. - Wszyscy czekali na przybycie łodzi ratunkowych.
Li wyznał reporterom, że w momencie katastrofy nie było go na mostku kapitańskim. Stwierdził, że nakreślił kurs statku, a następnie udał się do swojej kabiny, żeby "coś zrobić". Wtedy - według jego relacji - stało się najgorsze i statek zaczął tonąć.
Obok Li wystąpiły jeszcze dwie osoby, najprawdopodobniej jego dwaj podwładni. Jeden z mężczyzn - sternik Czo Dżin Ki - zabrał głos po kapitanie. Powiedział, że Li przed wyjściem nie wykonał bardzo ostrego zakrętu promem. Zeznał, że kiedy objął dowodzenie ster statku był obrócony "znacznie mocniej niż zwykle".
- Popełniłem błąd, ale wszystko działo się strasznie szybko - wyznał.
Aresztowany z pięcioma zarzutami
Kapitan został aresztowany. Wcześniej prokuratura wydała nakaz aresztowania dla niego oraz dwóch jego podwładnych. Wszystkim stawia się po pięć zarzutów, m.in. zaniedbania obowiązków i pogwałcenia prawa morskiego.
Śledczy wcześniej ustalili, że Li był poza mostkiem w chwili, gdy prom Sewol zaczął tonąć. Za sterem stał niedoświadczony trzeci oficer. Wciąż nie wiadomo, gdzie wówczas kapitan przebywał. W piątek wieczorem jedna z koreańskich telewizji pokazała film, na którym widać, że kapitan uciekł z promu i stanął na lądzie w gronie pierwszych uratowanych rozbitków.
Prom idzie na dno
Prom z 475 osobami na pokładzie płynął z miasta Inczhon na wyspę Czedżu. Niebezpiecznie przechylił się i zaczął tonąć kilka kilometrów od celu. Obecnie jego wrak spoczywa w morzu na głębokości 35 metrów.
Według najnowszych danych wypadek spowodował 29 ofiar śmiertelnych. 274 osoby uważa się za zaginione.
Autor: pk/tr / Źródło: CNN, tvn24.pl