Jedyny na świecie "Latający ołówek" nabiera kształtów. Wirtualna rekonstrukcja też w Polsce

Wydobycie "Latającego Ołówka"
Wydobycie "Latającego Ołówka"
RAF Museum
Samolot leżał na dnie do góry kołamiRAF Museum

Wrak niemieckiego bombowca Do-17 wydobyty latem z Kanału La Manche powoli odzyskuje kształty. Brytyjscy specjaliści trudzą się powolnym oczyszczaniem szczątków i ich restaurowaniem. Tymczasem bombowiec już "zrekonstruowano" w rzeczywistości wirtualnej i w formie interaktywnej wystawy ma trafić między innymi do Polski.

Sonarowy obraz samolotu leżącego na dnieRAF Museum

Szczątki niemieckiego bombowca Dornier 17, nazywanego z racji wyjątkowo smukłego kadłuba "latającym ołówkiem", wydobyto z dna 10 czerwca 2013 roku. Trafił tam ponad 70 lat wcześniej, po zestrzeleniu podczas Bitwy o Anglię, 26 sierpnia 1940 roku. Odkryto go ponownie w 2008 roku. Pracownicy muzeum RAF (Królewskie Siły Powietrzne) przez pięć kolejnych lat zbierali fundusze i organizowali akcję podniesienia wraku, utrzymując jego dokładną lokalizację w tajemnicy, aby zapobiec kradzieży. Ostatecznie wrak ostrożnie podniesiono dźwigiem na dużą barkę.

Cofanie czasu

Szczątki na pierwszy rzut oka nie robią imponującego wrażenia, bowiem samolot zbudowany głównie z aluminium po takim czasie w morskiej wodzie jest mocno zniszczony. Pomimo tego, jest to jedyny zachowany w całości egzemplarz Do-17 na świecie. Brakuje jedynie pojedynczych elementów, takich jak część ogona, osłony silników czy oszklenie kabiny. Wydobyte z dna cenne znalezisko trafiło do muzeum RAF w Cosfrod, gdzie rozpoczęto prace nad odbudową maszyny. Proces ten zajmie wiele czasu. Samo usunięcie zanieczyszczeń i korozji z aluminiowych blach potrwa prawdopodobnie dwa lata. Główne elementy samolotu umieszczono w specjalnych namiotach-tunelach, gdzie są nieustannie spryskiwane specjalnymi chemikaliami. Jednocześnie mniejsze części, takie jak na przykład zawory i przekładnie z silników, są oczyszczane oddzielnie. Pracownicy muzeum i wspierający ich ochotnicy (głównie byli mechanicy oraz piloci RAF), metodycznie przywracają fragmentom Dorniera dawny blask. Według muzeum RAF postępy w pracach są zauważalne i ich efekty napawają optymizmem. Udało się między innymi pozyskać od europejskiego koncernu lotniczego EADS, spadkobiercy między innymi firmy Dornier, tysiące dokładnych planów konstrukcyjnych "Latającego Ołówka", które mają być bezcenną pomocą przy odbudowie maszyny.

Jeszcze przed dotarciem na ląd samolot rozmontowano dla ułatwienia transportu i konserwacjiRAF Museum
Rozmontowany na części wrak umieszczono w specjalnych namiotach, gdzie jest przeprowadzana bardzo delikatna operacja usunięcia z metalu zabrudzeń i korozjiRAF Museum

Wirtualna odbudowa

Równocześnie do prac realnych, przeprowadzono "wirtualną" restaurację Do-17. Za pieniądze białoruskiej firmy Wargaming, która odniosła wielki sukces dzięki swojej grze World of Tanks (wirtualne bitwy czołgów z innymi ludźmi przez internet), przygotowano dokładny model trójwymiarowy niemieckiej maszyny. Stał się on fragmentem multimedialnej wystawy o samolocie, pomagającej "przy okazji" promować nową grę firmy - World of Warplanes (to samo co pierwsza gra, ale z samolotami). Wirtualnego Dorniera będzie można zobaczyć między innymi od końca października w Polsce, w Muzeum Polskiej Techniki Wojskowej w Warszawie. Po ściągnięciu specjalnej aplikacji na smartfona i skierowaniu jego kamery na określony punkt w muzeum, będzie można zobaczyć na ekranie trójwymiarowy model samolotu, wkomponowany w otoczenie. Wirtualny Do-17 ma być przygotowany na tyle dokładnie, iż będzie można do niego podejść i zobaczyć detale.

Wirtualne Do-17, tutaj akurat nad Trafalgar Square w LondynieWargaming
Do-17 były szeroko wykorzystywane podczas Kampanii Wrześniowej, tutaj akurat bomba "dla Warszawy"RAF Museum

Szybkie, ale delikatne

Podczas II Wojny Światowej Do-17 były częstymi intruzami na polskim niebie. Tego typu maszyny, wraz z Heinklami 111, stanowiły podstawę eskadr bombowych Luftwaffe w pierwszym okresie konfliktu, zwłaszcza podczas Kampanii Wrześniowej. Po Bitwie o Wielką Brytanię w 1940 roku stopniowo zaczęto je wycofywać z linii i zastępować lepszymi Junkersami 88. Skonstruowany w pierwszej połowie lat 30-tych bombowiec początkowo był projektowany jako szybki samolot pasażerski i pocztowy dla Lufthansy. Po zarządzeniu rozbudowy Luftwaffe przez nowe nazistowskie władze, wstępny projekt maszyny zaadaptowano do roli bombowca. Wysoka prędkość pozostała jedną z głównych cech maszyny już na stałe. Powstał dzięki temu samolot dopracowany aerodynamicznie (stąd długa oraz wąska sylwetka i określenie Fliegender Bleistift, czyli latający ołówek), ale dość lekko uzbrojony i przenosił mało bomb. W początkowym okresie wojny i w starciu z przestarzałymi polskimi myśliwcami duża prędkość często pozwalała Do-17 uciec bez problemu, ale w starciu z RAF sprawa wyglądała już inaczej. Z upływem czasu jednostki uzbrojone w "ołówki" ponosiły poważne straty i od końca 1940 roku zaczęto je przezbrajać w wspomniane Ju-88.

Podczas Bitwy o Anglię role odwróciły się. Polscy piloci zapisali na swoje konto wiele zestrzelonych Do-17RAF Museum

Autor: mk/jk / Źródło: tvn24.pl

Źródło zdjęcia głównego: RAF Museum